"Bo­hater nie jest od­ważniej­szy od zwykłego człowieka, ale jest od­ważny pięć mi­nut dłużej."

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 18 - Radio, oferta i podejrzana przesyłka

     Siedzę na kanapie i oglądam z Cassidy jakąś kreskówkę. Na nogach mam jeszcze trampki, których nie zdążyłem ściągnąć po powrocie ze szkoły. Zastanawiam się teraz, jak wytłumaczyć Sophie, że naprawdę nie spotkałem się z Lorie, która zawsze dokuczała dziewczynie. Z resztą, nie tylko jej. W każdym razie, rozmawialiśmy kiedyś o niej z Soph i stanowczo stwierdziłem, że w życiu nawet do niej bym się nie odezwał. A teraz rzekomo byłem z nią w kawiarni, w dodatku miałem się tam niby tak dobrze bawić. Najlepsze jest to, że gdy zobaczyłem wcześniej na datę i godzinę otrzymania wiadomości, okazało się, że było to dokładnie po czasie, w którym to oznajmiłem, że mam coś ważnego do zrobienia. No właśnie; miałem - biegłem akurat, żeby uratować trzech mężczyzn od rozerwania na drobne elementy… Ale jak jej to przekazać? Po prostu świetnie. Teraz w jej oczach, nie dość, że jestem zdrajcą, to jeszcze uchodzę za kłamcę… Gorzej być po prostu nie mogło. Dziwi mnie tylko, dlaczego Soph uwierzyła tylko temu zdjęciu, nawet nie próbując ze mną porozmawiać. A może było coś więcej…?
     W pewnym momencie wstaję z kanapy i udaję się do kuchni, by wziąć sobie coś do picia. Słucham chwilę radia, które jest tu włączone. „…i dlatego właśnie nie powinniśmy skakać z dwupiętrowych budynków.” Co?! Jak widać, nawet radia już nie warto słuchać, zwłaszcza stacji Radio Shirday… Nagle jednak audycja zostaje przerwana, a do mnie dociera wiadomość, którą ktoś przekazuje przez telefon. Słyszę zdenerwowany głos: „Phoenix, jeśli tego słuchasz… Chodź na Sparrow Valley… Szybko!”. Głos cichnie, słyszę już tylko głośny wrzask i przerwanie połączenia. Poważnie? Teraz ludzie będą do mnie przez radio wydzwaniać…? Ale co zrobić, najwidoczniej coś się stało. A jeśli nie - i tak nie mam nic szczególnego do roboty.
     Biegnę do swojego pokoju. Po drodze zaglądam jeszcze do salonu.
     - Cass, wychodzę na chwilę - oznajmiam. - Powiesz mamie, jakby pytała?
Dziewczynka od razu odrywa wzrok od telewizora i obraca głowę w moją stronę. Kiwa na potwierdzenie z uśmiechem i wraca do swojego poprzedniego zajęcia. Natomiast ja postanawiam nie tracić czasu i lecę, by się przebrać. Oczywiście nie dosłownie. Nie tym razem…
Gdy jestem u siebie, uświadamiam sobie, że przecież jest środek dnia, więc ludziom bardzo łatwo będzie zauważyć moją twarz. Wpadam na pewien pomysł. Podbiegam do biurka i z jednej z szuflad wyciągam coś, co może mi się przydać - jeden z rekwizytów, których używałem na jakimś przedstawieniu w szkole; biała maska. Następnie przebieram się w bojówki i tym razem czerwoną bluzę, gdyż nie mogę znaleźć czarnej. Na koniec zakładam ostatni element, przykrycie mojej twarzy. Po tym wybiegam z pokoju i biegnę od razu do drzwi wyjściowych.
Wydostaję się z domu i decyduję się na coś o wiele ciekawszego nisz sprint - wybieram lot. I mam nadzieję, że tym razem także mi się to uda.
Nucę w myślach piosenkę „I believe I can fly”. Ale… Tym razem nawet to nie pomaga… W takim razie, nie mam na co czekać, udaję się na Sparrow Valley w ten bardziej tradycyjny sposób. Już po chwili znajduję się na samym jej środku. Rozglądam się w poszukiwaniu „miejsca zbrodni”, ale na pierwszy rzut oka trudno dostrzec cokolwiek niecodziennego. Ulica, czy właściwie uliczka jest opustoszała. Wreszcie znajduję na niej wyłącznie mężczyznę atakującego jakiegoś chłopaka. Szybko zwracam się w ich stronę i właśnie w tym celu podążam.
- Jakiś problem? - rzucam, opierając dłonie na biodrach.
Napadający przerywa na chwilę szarpaninę z ofiarą i zaczyna mi się przyglądać. Opuszcza na chwilę rękę z nożem. Mój wygląd komentuje tylko krótkim wybuchem śmiechu. Ciska chłopakiem o ziemię i podchodzi do mnie. Jest jakieś kilkadziesiąt centymetrów wyższy i tyle samo szerszy ode mnie. Zadzieram głowę, by patrzeć mu prosto w oczy.
- A może to ty masz jakiś problem? - pyta, pogardliwie się uśmiechając.
Podchodzi coraz bliżej, aż w końcu unosi nóż i mocno się nim zamachuje, najwyraźniej w celu wbicia go prosto w moje ciało. Jednak, zanim cokolwiek zdąża mi zrobić, ekspresowym ruchem łapię go za nadgarstek i wykręcam go do tyłu. Napastnik krzywi się, lekko zatacza do tyłu i łapie za bolącą kończynę. Patrzy na mnie, jakby chciał zabić mnie wzrokiem. Pewnie gdyby potrafił, od razu wykorzystałby na mnie taką umiejętność.
Szybko łapię go za ramię i obracam tyłem do siebie. Kopię go lekko na wysokości mniej więcej połowy nóg, przez co napastnik upada. Teraz leży brzuchem do ziemi. Siadam na mężczyźnie i przyciskam jego głowę do podłoża. Spoglądam w kierunku ofiary, niskiego chłopaka, który patrzy na mnie z niedowierzaniem. Powoli wstaję, doprowadzając się do pozycji wyprostowanej. Mężczyzna wciąż leży na ziemi i chyba jak na razie nie ma zamiaru wstawać.
- Dz… Dzięki - mówi nieśmiało brunet.
Lekko kiwam głową. W pewnej chwili podnoszę głowę, bo zauważam coś dość nietypowego. Najpierw błysk, a potem podbiegający człowiek.
- Phoenix, prawda? - pyta zafascynowany.
Skąd on się tu wziął? Tak nagle? Znikąd, akurat na tej pustej uliczce, gdzie doszło do ataku?
Potwierdzam, delikatnym ruchem głowy. Nie chcę zbyt wiele się odzywać, bo w sumie głos też nie tak trudno rozpoznać.
- Mam dla pana pewną ofertę - oznajmia.
Teraz widzę, że ma na sobie granatowy garnitur, w ręce trzyma profesjonalny aparat, a na prawym ramieniu wisi mu czarna torba.
- Pager, mianowicie - kontynuuje, wkładając mi do ręki małe urządzenie.
Unoszę głowę w geście zapytania. Na szczęście dziennikarz od razu załapuje, o co mi chodzi.
- Trudno do ciebie dotrzeć - stwierdza. - Nie ma się jak skontaktować, a numeru telefonu wiem, że nie podasz. Skoro chcesz być bohaterem, to musisz mieć jakieś połączenie z ludźmi. Tak będzie prościej. Podamy numer pagera i każdy spokojnie będzie mógł na niego wysłać wiadomość, gdy tylko będzie cię potrzebował.
Mężczyzna uśmiecha się nieznacznie, by zachęcić mnie do skorzystania z jego propozycji. Tylko co on może z tego mieć? Ah, no tak, pewnie on także będzie dostawał te wiadomości. A wtedy już przez dłuższy czas nie będzie musiał się martwić o nowe reportaże…
Nie wiele się zastanawiając, zabieram rękę z przedmiotem i odwracam się tyłem do mojego „rozmówcy”. Dosłownie kilka sekund później jestem już dobre kilkadziesiąt metrów od niego.
Biegnę do domu. Na miejscu przebieram się, a następnie wracam przed telewizor do Cassy. Bezmyślnie wpatruję się chwilę w ekran, po czym wstaję z miejsca i udaję się do swojego pokoju. W końcu - muszę odrobić lekcje na jutro…
Wchodzę do pomieszczenia i od razu siadam przy biurku. Zastaję coś, co z pewnością wcześniej się tu nie znajdowało… Krwistoczerwoną kopertę.


______________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność ;-; Wytłumaczenie jest proste - szkoła >.< No ale, jestem, więc nie zajmujmy się na razie przeszłością XD
Jak myślicie, co może być w kopercie?
W ogóle - rozdział się podobał? Wiem, że strasznie krótki i taki trochę "zapychacz" bez treści, ale trzeba jakoś przejść do ciekawszych momentów :D 
Mam nadzieję, że ciekawszych :P
No... To czekam na Wasze opinie, wiecie, jak strasznie to dla mnie ważne! :3

ZAPRASZAM RÓWNIEŻ NA MOJE INNE BLOGI:
Fighters of The Future (nowy rozdział pojawi się, jak trochę "nadrobię" tego bloga, bo chciałabym go już skończyć, żeby zająć się pozostałymi :P)

PS.: 1) Według mojego "planu" zostało jeszcze jakieś osiem rozdziałów plus epilog. 2) Następny rozdział powinien pojawić się już niedługo :P (Eh, tym razem naprawdę niedługo XD)