"Bo­hater nie jest od­ważniej­szy od zwykłego człowieka, ale jest od­ważny pięć mi­nut dłużej."

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 20 - "Chciał być bohaterem, a zostanie zerem!"



     Postanawiam nie tracić ani chwili. Od razu po wciśnięciu czerwonej słuchawki na telefonie biegnę w stronę wyjścia, nie zważając na złośliwe uwagi znajomych z klasy. Po drodze potrącam kilka osób. Próbuję szeptać co jakiś czas „przepraszam”, ale trudno odezwać mi się w jakikolwiek sposób. Nadal nie mogę pojąć, jak to wszystko jest możliwe. Nie chce mi się wierzyć, że to dzieje się naprawdę…
Pierwszym punktem na mojej trasie musi być mój dom. Nie mam nawet czasu na otwieranie drzwi kluczem czy dzwonienie do nich, by ktoś przekręcił zamek. Po prostu wskakuję przez otwarte na oścież okno w kuchni, chyba odrobinę strasząc moją mamę. Zatrzymuję się tuż przed nią.
- Mamo, proszę, nie teraz - mówię, zanim ona zdąża otworzyć usta. - Tak, uciekłem ze szkoły i wbiegłem tutaj przez okno - tłumaczę najszybciej, jak tylko potrafię. - Ważna sprawa. Jakiś wróg mojego taty, nie Jamesa, porwał Sophie i chce mnie najprawdopodobniej zabić. Musze teraz przebrać się i zacząć jej szukać. Nie dzwoń na policję i się nie przejmuj, będzie dobrze.
Na koniec ekspresowo całuję ją w policzek, zostawiając w osłupieniu, i lecę do swojego pokoju. Nie dosłownie, znowu.  Niesamowicie szybko zrzucam wszystkie ubrania i zakładam swój standardowy strój bohatera. Na szczęście bojówki i czarna bluza leżą na wierzchu. Nie dbam teraz o maskę, która gdzieś się zawieruszyła. Nie obchodzi mnie to, że ktoś może mnie rozpoznać. Dalej już tylko biorę kopertę, w której znajduje się liścik ze wskazówką i biegnę do wyjścia. Odkąd mam zaczynać…?
Po zamknięciu za sobą drzwi od razu się zatrzymuję. Bo tak właściwie - gdzie ja mam teraz iść? Co robić? Jak ją znaleźć? No dobra, mam pomysł. Rymowanka… Jak to było? Wyciągam z kieszeni złożoną kartkę i szybko ją rozginam. „Do celu po trupach jest droga” - to chyba jedyny wers, który mógłby mi cokolwiek podpowiedzieć. Ale zaraz, co właściwie? To jakieś przysłowie czy coś? Jaki może mieć sens? Jak ma mi pomóc?
Przecież żadna z tego podpowiedź! Potrzebuję miejsca, nie powiedzonka… Stop, przecież właśnie tracę cenny czas! A może mam na coś czekać? Jakiś sygnał? Kolejna wiadomość? Może sam do mnie przyjdzie albo chociaż kogoś wyśle…?
Idę w stronę centrum. Może tam znajdę następne wskazówki? Jak na razie nie wymyślę chyba lepszego rozwiązania, więc po prostu tak zrobię.
Nagle zaczyna mnie strasznie boleć głowa. Czuję się, jakby ktoś właśnie mi ją przestrzelił. Co się dzieje?! Łapię się za nią, wydając cichy jęk. W pewnym momencie padam na kolana, by potem zwinąć się z bólu. W końcu leżę na plecach. A potem…? Potem już nic nie widzę.

- Oh, chłopcze! - ktoś się nagle odzywa.
Już się obudziłem? Nadal mam zamknięte oczy. Nie mogę ich otworzyć, choć wciąż próbuję tego dokonać.
- Jesteś taki głupi! - niski, trochę skrzeczący głos.
Ciemność, wciąż ciemność!
- Przecież dostałeś list!
Ból. Ciemność. I… koniec…?

Otwieram oczy. Co się stało? Zemdlałem? To był sen? Dlaczego ten ktoś wspomniał o liście? Kim był? Czy on coś może wiedzieć? Czuję, że to był jakiś znak. Tylko… Czy to możliwe? To było chyba coś w stylu tych snów, które ostatnio mam. Może one naprawdę coś znaczą?
Powoli wstaję. Mam nadzieję, że nie leżałem tak długo, chociaż mam wrażenie, że minęła cała wieczność. Ale stop. Muszę zacząć wreszcie porządnie myśleć. Głos wspomniał o liście… Ale przecież tam nie było nic konkretnego, zapisany był tylko ten kawałek kartki… A może jednak nie…?
Pospiesznie wyciągam z kieszeni spodni nieco pogniecioną kopertę. Otwieram ją i wyciągam kartkę ze środka. Dokładnie oglądam ją z każdej strony, jednak okazuje się, że rzeczywiście zapisane jest na niej tylko to, co wcześniej już czytałem i nadal zupełnie nic mi to nie mówi ani tym bardziej nie pomaga. Nagle przez głowę przesuwa mi się nieśmiało pewna myśl - przecież jest jeszcze koperta! Napełniony nową nadzieją w pośpiechu chowam kartkę do kieszeni i umieszczam tuż przed swoimi oczami krwistoczerwone opakowanie na list. Znów obracam przedmiot na każdą możliwą stronę. Przód - nic; tył - nic. Próbuję nawet szukać jakichś miniaturowych literek lub mało widocznego atramentu, ale nic takiego nie dostrzegam. Nadzieja powoli się ulatnia… Aż do momentu, w którym uderzam się w czoło i pod nosem nazywam „głupim”, bo właśnie wpadam na kolejny pomysł - środek! Ostrożnie odchylam „klapkę” zamykającą kopertę, a następnie zaglądam do jej wnętrza. Mrużę oczy, by lepiej widzieć… I jest! Wreszcie udaje mi się zauważyć kolejne linijki tekstu!
Staram się jak najdelikatniej rozerwać kopertę, by przypadkiem zapisane słowa nie stały się nieczytelne. W końcu w swoich drżących dłoniach trzymam już pożądany kawałek papieru. Czytam:

By odnaleźć swoją zgubę
Musisz się trochę skupić
Znajdź tylko niebieską tubę
Nie musisz się dużo trudzić

Kluczem jest linijek pięć
Które drogę Ci pokażą
Musisz dzisiaj znaleźć je
Nim przepadnie marząc

Dobra, spróbujmy teraz w tym znaleźć jakiś sens… Niebieska tuba, linijek pięć… To brzmi jak… Jak coś powiązanego z muzyką. No tak! Niebieska tuba! Droga - pięciolinia! I nuty! Słyszałem o tym, kiedyś nawet kawałek widziałem - w naszym mieście znajduje się Droga Nut, zaczyna się od niebieskiej tuby w centrum i prowadzi poukładanymi nutami do… Właśnie, do czego? Oh, nieważne! Najważniejsze, żeby już tam biec, teraz! To musi być tam. Musi! Musi
Wyrywam się z zamyślenia trochę na siłę. Zamykam na moment oczy, by przywołać zdrowe myślenie. I już jestem gotowy do wyruszenia. Chowam rozerwaną kopertę, a następnie ruszam niepohamowanym biegiem przed siebie, w kierunku centrum. Zdążę - powtarzam sobie w myślach. Muszę zdążyć.

*****

Zatrzymuję się tuż obok dosyć dużej rzeźby, znajdującej się naprzeciwko Banku Głównego. Przedstawia on instrument muzyczny, coś na kształt rogu, czy też właśnie tuby, w kolorze niebieskim. Pierwszy punkt mam więc za sobą. Tylko gdzie się teraz kierować?

Pierwsza kropla, druga kropla
Szybko biegnie chłopiec

Szybkim ruchem się obracam. Kto śpiewa? Dlaczego? Przy okazji zaczyna padać. Na dworze robi się strasznie ciemno. Ale nie widzę nikogo śpiewającego. Przesłyszałem się?

Trzecia kropla, czwarta kropla
Zaraz będzie po niej!

Dlaczego słyszę nawiedzony, śpiewający głos?! Znów się odwracam. Nie mogę się skupić, zaczyna mi się kręcić w głowie.

Pierwsza kropla, druga kropla
Chciał być bohaterem

Kiedy to się skończy?! Muszę działać, muszę myśleć! Już nawet nie próbuję się zastanawiać, skąd bierze się śpiew, po prostu chcę, żeby ucichł!

Trzecia kropla, czwarta kropla
A zostanie zerem!

Dość! Jeszcze chwila i eksploduje mi mózg! Koniec z tym, koniec. Skup się, Phoenix!
Mrugam kilka razy. Zaczynam myśleć. Rozpoczynam obchód wokoło posągu. I wreszcie udaje mi się znaleźć pierwszą nutę przytwierdzoną do ziemi. Kilka metrów za nią jest następna, dalej kolejna. Leje. Strzepuję trochę wody z głowy i ruszam za wskazującymi drogę do celu nutami.
Uda mi się?

*****

Po kilkunastu minutach drogi, podążając tylko za oznaczeniami muzycznymi, doszedłem do jakiegoś starego budynku. Jestem przemoczony, woda leje się z każdej strony. Ale za to chyba jestem u celu.
Podchodzę bliżej drzwi budowli. „Wrota” są raczej nowe. Na pewno zabezpieczenia były niedawno zmieniane. Udaje mi się zauważyć białą, trochę wykrzywioną tablicę. Staram się użyć superwzroku, żeby przeczytać, co jest na niej napisane. Udaje mi się.

Fabryka Fortepianów
godz. otwarcia 8:00 - 20:00
ZAMKNIĘTE!

Więc to tutaj zaprowadził mnie szlak… Ale czy dziewczyna na pewno jest w środku? To tutaj? Czy wszystko z nią w porządku? Czy zdążyłem…?


______________________________________
Wiem, mam milion rozdziałów i wszystkiego do nadrabiania, ale ogólnie ostatnio nie wchodzę na bloggera (brak czasu, niestety), teraz tylko jestem, żeby wstawić rozdział, bo miał być szybko :P No i jest trochę wolniej, ale cóż...
Ludzie, nie wiem, co ja ostatnio mam z tymi rymowankami XD No ale trudno, musicie to znosić :P
No, spadam, bo spać trzeba! :< Praktycznie tekst nie sprawdzany, przepraszam. Jak zauważycie jakieś błędy ortograficzne/gramatyczne/logiczne, to piszcie :)
Ehh, naprawdę chciałabym już to skończyć tylko dlatego, żeby wrócić do Fightersów ;-; Ciekawe, czy ktoś tam jeszcze będzie czytał...
Następny kiedyś się pojawi! (Może jutro...?)
Zostało siedem + epilog... 

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 19 - Rymowana... Groźba?



     Otwieram kopertę wyciągam z niej białą kartkę, zapisaną prawie do połowy. Czuję lekkie ukłucie w brzuchu… Strach? Zaczynam czytać.

     Nadszedł czas na test ostateczny
     Stratę zauważysz niedługo
     Pamiętaj, że termin nie jest wieczny
     Próba odbędzie się jutro

     Nie zapomnij jeszcze tylko o jednym
     Do celu po trupach jest droga
     A ta wiadomość tropem banalnym
     Przekazem od twego wroga

     Okay. Co to jest?! Zero podpisów, wyjaśnień. Tylko jakiś podejrzany wierszyk z drętwymi rymami. Żart? Groźba? Zabawa? Przypadek? Teraz na pewno tego nie określę, bo nie mam pojęcia, na jakiej podstawie. No i kto niby mógłby być tym wrogiem? Może po prostu list nie miał trafić do mnie i to tylko jakaś pomyłka? W sumie, nie jest zaadresowany, więc to mogłoby być całkiem możliwe. W każdym razie zostaję jeszcze jedna sprawa, której w tym momencie też nie jestem w stanie rozwiązać - jak to się tutaj dostało?! Wątpię, żeby zrobili to rodzice czy moja młodsza siostra, a poza nimi chyba nikt tu nie przebywał…
     Postanawiam na razie nie zajmować sobie umysłu sprawą tajemniczej przesyłki. Wstaję z krzesła, by włożyć ponownie złożoną kartkę do kieszeni spodni. Niech sobie czeka… Na coś…?
     Zostaje mi już tylko odrobienie lekcji, a następnie przygotowanie się do snu. Oraz robienie tego wszystkiego z nadzieją, że jutro uda mi się wszystko wyjaśnić z Sophie.

*****

     - Co z nią? - pyta postać obrócona do mnie tyłem.
     Tym razem nią nie jestem. Tym razem… Mam wrażenie, jakby w ogóle mnie tu nie było. Może obserwuję to wszystko z góry? Może znów udało mi się wzbić w powietrze?
- Zamknięta, na razie bezpieczna - odpowiada druga osoba, stoi obok mnie. - Teraz wystarczy już tylko czekać.
O czym lub o kim oni mogą mówić? Na co chcą czekać? Dlaczego słyszę głośny śmiech, który powoli przeradza się… W dzwonek budzika…?
     Po obudzeniu od razu biegnę do kuchni, w międzyczasie zastanawiając się nad sensem (lub jego brakiem) tego snu. Wciąż nie jestem pewien, czy jest jakaś szansa, żeby miał on cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Czy coś takiego jest w ogóle możliwe…?
     Dzisiaj tato odprowadza Cass do przedszkola, więc tym razem nie muszę się o nią martwić. W spokoju zjadam śniadanie, pakuję plecak, zakładam trampki i wychodzę z domu. Okazuje się, że mam jeszcze trochę czasu, więc po drodze udaję się do małego sklepu spożywczego. Decyduję się na czekoladę, z myślą o Sophie. Nie mam zamiaru ją przekupywać, skądże. Po prostu wiem, że może umilić jej to dzień, więc czemu miałbym jej nie uszczęśliwiać? Opuszczam sklep ze słodkością, a następnie kieruję się w stronę szkoły.

*****

     Kiedy jestem już pod naszą klasą, w tłumie uczniów próbuję odnaleźć Cass. Niestety, nigdzie nie mogę jej dostrzec. Może będzie za chwilę? W sumie zostały jeszcze trzy minuty do dzwonka. Może po prostu się spóźni? A może jest chora? Nie, na to ostatnie raczej nic nie wskazywało. Może nie przyszła do szkoły przeze mnie? Chyba, że miała wypadek… Dobra, stop! Nie widzę jej przez chwilę i już zachowuję się, jakbym oszalał. Przecież dziewczyna ma prawo raz nie przyjść do szkoły, prawda? Choć umysł podpowiada mi raczej coś innego… Nie opuszcza mnie przeczucie, że coś naprawdę mogło jej się stać. Tylko mam mu uwierzyć czy je zignorować…?
Dzwonek rozpoczyna pierwszą lekcję. To na szczęście zastępstwo z panem od chemii, więc znów nie będziemy nic robić. Siadam tylko w jednej z wolnych ławek z tyłu i rzucam rzeczy na ziemię. Tym razem nikt się do mnie nie przysiada, co jak najbardziej mi odpowiada.
Czas mija. Sophie wciąż nie ma, a ja coraz bardziej zaczynam się martwić. Coś każe mi to robić. Coś nie pozwala mi siedzieć spokojnie. I przez to coś nagle do głowy przychodzi mi okropna myśl. Trzy zdarzenia i zjawiska nagle łączą się w jedno. Tylko dlaczego? Przecież to nie może być prawda… List, sen, nieobecność Soph. Czy to możliwe, że właśnie ona ma być moją stratą, „nią”, która jest „zamknięta, na razie bezpieczna”? Czy to możliwe, żeby sen i list okazały się prawdą; żadną pomyłką?
Nie. To absurd. To nie może tak wyglądać. Kto słyszał o tym, by sny się spełniały, a ktoś w niemożliwy sposób dostarczał listy. To tylko głupi przypadek. Głupi przypadek…. Prawda?
Kolejna myśl. Nienienienienie. Dlaczego?! Jedno słowo. SYLOUR. Właśnie przypominam sobie jego historię. Długo żyje, jest inny, chce się zemścić. A co, jeśli on naprawdę gdzieś tu jest? I to właśnie on, „mój wróg”, wystawia mnie teraz na „próbę”… Cokolwiek miałoby to znaczyć…?
Nie chcę, naprawdę nie chcę teraz o tym myśleć. Po prostu kładę głowę na ławce. Cokolwiek, tylko nie myślenie o tym, proszę…

*****

Wychodzę na przerwę. Siadam obok drzwi do klasy pod ścianą. Opieram o nią głowę. W pewnym momencie czuję, że w mojej kieszeni wibruje telefon. Zbyt szybkim ruchem wyciągam go i, nie patrząc na dane dzwoniącego, odbieram i przykładam do ucha.
- Tak? - zaczynam zdenerwowanym głosem.
- Dzień dobry, tu mama Sophie - odzywa się głos.
Dlaczego ona dzwoni? Mój oddech niespodziewanie przyspiesza.
- Coś… Coś się stało? - pytam ostrożnie.
- Chciałam tylko zapytać, czy Sophie jest w szkole - mówi spokojnym głosem.
Zaraz, dlaczego miałoby jej nie być…? Dlaczego jej mama miałaby nic o tym nie wiedzieć…?
- Emm… Nie ma… - odpowiadam zdezorientowany. - A… Nie została w domu? - Głośno przełykam ślinę.
- Nie, znalazłam na jej łóżku liścik, że będzie u ciebie, rano nie było jej w domu… - mówi coraz wolniej. - Ale zostawiła telefon, więc zadzwoniłam na twój numer. Więc mówisz, że u ciebie jej nie było…?
- Chyba mamy problem… - odzywam się, niemal nie otwierając ust.
- Wiesz, co mogło się z nią stać?! - prawie krzyczy.
Ale to nie może być prawda!
- Niestety tak - mówię szybko. - Mniej więcej… - Dodaję. - Ale spokojnie. Obiecuję pani, że ją znajdę.
Choć wszystko na to wskazuje.
- Uciekła?! - pyta zdziwiona matka.
Zniszczę go za to.
- Gorzej, proszę pani. - Biorę głęboki wdech, by zakończyć szeptem. - Ktoś ją porwał.


_________________________
Wiem, jest chyba jeszcze krótszy od poprzedniego. Ale ciii, przynajmniej coś się dzieje :P No i chcę to wszystko rozłożyć, tak żeby wyszło razem 27 rozdziałów plus epilog (no i prolog), jak w planie, w którym to wszystko jest już opisane :D
Rozdział byłby wcześniej, gdyby nie to, że w zeszłym tygodniu miałam trzy sprawdziany... Jednego dnia w dodatku...
A kiedy następny? Nie wiem, może będzie jeszcze w tym tygodniu, spróbuję jeszcze dzisiaj zacząć go pisać c: Ale nic nie obiecuję, znowu. Nie wiem, jak wyjdzie :P
No to ten... Piszcie, czy się podoba i co o tym wszystkim myślicie ;)
Jak jakieś błędy znajdziecie, to też piszcie :]

A, jeszcze coś: jak u kogoś mam coś do nadrobienia, to mam wielką prośbę - napiszcie mi o tym na blogu arrowtales.blogspot.com pod ostatnim postem informacyjnym, bo chciałabym mieć to wszystko razem, żeby łatwiej było się odnaleźć :) LINK DO POSTA Wkrótce wszystko będę nadrabiać c:
Do następnego! :3

PS.: Tak, wiem, okropna rymowanka XD Niestety, żadne lepsze rymy do głowy mi nie przyszły :P