Zupełnie nie potrafię sobie uświadomić, że to wszystko rzeczywiście się wydarzyło oraz iż posiadam jakieś wyjątkowe moce. Że podpaliłem jakiegoś faceta bez użycia żadnego narzędzia, że tak na serio jestem supersilny, że mogę robić takie dziwne rzeczy... Niby wcześniej słyszałem o takich historiach - supermocach i tym podobnych - ale podświadomość zawsze podpowiadała mi, że to tylko iluzja. Niesamowicie realistyczne, ale nadal złudzenie.
Ale to nie mógł być sen! Przecież sam tego wszystkiego doświadczyłem! Przecież to musi być prawda! To dziwne uczucie, gdy nie potrafi się uwierzyć w coś, co samemu się zrobiło...
Podchodzę do biurka i biorę poradnik. Podobno tato zapisał tam, jak kontrolować moce. Także, jeśli chcę być kimś znaczącym, a przede wszystkim - pomocnym, to chyba wypadałoby najpierw opanować, ogarnąć i zrozumieć samego siebie.
Otwieram poradnik. Czytam:
Phoenix!
Wiesz już, co możesz kontrolować. Ale teraz czeka Cię najważniejsze - j a k to kontrolować. I chcę Ci to opisać właśnie dziś. A dokładniej - zacząć opisywać (wszystkiego nie zdążę opisać, trochę tego jest). Pamiętaj, że jedne moce kontroluje się łatwiej, drugie trochę ciężej, a jeszcze innych być może nigdy do końca nie opanujesz. W każdym razie nigdy się przez to nie denerwuj. I nie poddawaj się! Musisz po prostu regularnie to ćwiczyć, aż wreszcie sam zobaczysz postępy.
Więc teraz, już bez owijania w bawełnę...
OGIEŃ
WYTWARZANIE: To akurat jedna z najprostszych mocy. Powinieneś załapać już po kilku próbach. Wystarczy, że wyciągniesz przed siebie dłoń, skupisz się na tym, co chcesz zrobić i poruszysz palcami. Tego nie da się dokładniej opisać, bo u każdego z nas wygląda to trochę inaczej.
U każdego z nas? Tacie chyba chodziło o resztę rodziny...
KONTROLOWANIE: Skup się na kuli ogna, którą wytworzyłeś i pomyśl, że chcesz ją przesunąć. "Odepchnij" ją ręką, ale bez dotykania. Możesz ją także spróbować "przyciągnąć".
KSZTAŁTOWANIE OGNIA: To już trochę trudniejsze. W tym wypadku musisz być naprawdę porządnie skupiony. Musisz mieć także dobrą wyobraźnie - myśl o tym, jak ogień zamienia się na przykład w kotka i skieruj dłoń w jego stronę. Raczej nie uda Ci się za pierwszym razem, NIE DENERWUJ SIĘ!
GASZENIE OGNIA: Wymaga naprawdę wielu ćwiczeń, chociaż teoretycznie polega na tym samym, co na przykład kształtowanie - musisz wyobrazić sobie, co ma się stać. Sam miałem z tym wiele problemów, często zamiast gasić ogień - ten stawał się jeszcze większy...
W każdym razie - pamiętaj: nawet, jeśli wydaje Ci się, że umiesz to wszystko robić już naprawdę doskonale, nie przestawaj ćwiczyć!
Odkładam książkę. Okay, teraz myślę, że mogę już zacząć. Oczywiście od tych najprostszych zadań...
Tylko gdzie ćwiczyć? No bo raczej nie tutaj. Jeszcze coś przypadkiem podpale, albo ktoś tu wejdzie i zobaczy, co robię. Muszę znaleźć jakieś miejsce. To raczej nie będzie zbyt proste - nie może być to jakieś ciasne pomieszczenie, ale nie może być także gdzieś na powietrzu, gdzie mogą mnie zobaczyć inni. Muszę mieć dużo przestrzeni... I chyba nawet znam takie miejsce...
Zakładam dresowe spodnie i luźną bluzę, wkładaną przez głowę. Na nogach mam trampki. Do plecaka pakuję telefon, scyzoryk, kurtkę przeciwdeszczową oraz poradnik. Lepiej być dobrze przygotowanym.
Wychodzę. Środkiem miasta udaję się do celu. I jestem.
Znajduję się za miastem, w miejscu, gdzie kończą się wysokie budynki i zaczynają się łąki i lasy.Rozglądam się w celu znalezienia odpowiedniego miejsca. Wybieram całkowicie pustą polanę i biegnę na nią z prędkością wiatru.
Siadam na samym środku łąki i z plecaka wyciągam poradnik. Otwieram go w miejscu oznaczonym jakąś zakładką, którą wcześniej tam włożyłem. Jeszcze raz czytam o kontroli ognia i zabieram się do roboty.
Samo wytwarzanie ognia idzie mi świetnie - już od samego początku potrafię prawidłowo to wykonać. Po chwili postanawiam, że spróbuję przejść do następnego punktu - do "zmuszenia ognia do przemieszczania się". Najpierw wytwarzam niewielką kulę ognia. Jest mała i pomarańczowa. Przez chwilę obserwuję, jak skaczą po niej mniejsze płomyki. Czuje jej ciepło. Ciepło, ale nie gorąco. Uśmiecham się pod nosem.
Kieruję swoją rękę w stronę kuli, która wygląda, jakby patrzyła na mnie, wyczekując na moje rozkazy. Okay, no to zaczynajmy. W myślach powtarzam sobie "RUSZ SIĘ RUSZ SIĘ RUSZ SIĘ", lecz na początku - ona ani drgnie. Spokojnie, mam się nie denerwować... Całkowicie skupiam się na świecącym się obiekcie, a w umyśle wrzeszczę. Może nawet trochę za bardzo, odrobinę za głośno, bo kula natychmiastowo wyrywa do przodu. Nie!
Biegnę obok niej, wyprzedzam ją i... I zatrzymuję ją własnym ciałem... A ona tylko rozlewa się po mnie i ulatuje w postaci pojedynczych iskierek. A najdziwniejsze jest to, że ja zupełnie nic nie poczułem...
Wytwarzam kolejną kulkę, tym razem mniejszą, i powtarzam to, co zrobiłem wcześniej, tyle że bez tego "krzyczenia". A ona zaczyna zachowywać się, jakby była przyczepiona do mojej dłoni jakimś niewidzialnym łańcuchem! Niesamowite, udało mi się!
Powoli przesuwam swój wytwór w górę i w dół, w prawo i w lewo. Na koniec staram się ją do siebie przyciągnąć, co nie wychodzi mi najlepiej i kula znów rozbryzguje się na mojej koszulce. No trudno, trzeba ćwiczyć dalej. Robię to samo jeszcze kilka razy, aż w końcu jako tako umiem sterować ogniem. Jakże cudownie to brzmi - jestem człowiekiem, który steruje ogniem... Kto by w to niby uwierzył?
Kilkukrotnie wyrzucam jeszcze ogień przed siebie, a potem gonię go i niszczę jak za pierwszym razem. No, dobra zabawa z tymi płomieniami...
Wreszcie muszę wracać, bo wiem, że za chwilę będzie obiad. Z powrotem pakuję się do plecaka i udaję się do domu. Czeka tam na mnie cała rodzina, która siedzi już przy stole.
- Gdzieś ty był? - pyta mama, kiedy jestem już bez butów w kuchni.
Co mam jej powiedzieć? Przecież nie może poznać prawdy! A może i tak już ją zna...?
- No wiesz... - zaczynam, drapiąc się po głowie. - Ćwiczyłem sobie na dworze.
- No dobrze, nieważne. Jedz, już i tak prawie wystygło - Mary brzmi trochę tak, jakby była na mnie obrażona.
- Phi, pobawisz się dzisiaj ze mną? - pyta radośnie Cassidy.
Mama i tato patrzą się na nią pytająco. No tak, powiedziała do mnie "Phi"...
- Wybacz, mała, nie mogę - mówię smutnym głosem, a ona robi jeszcze smutniejszą minę.
Bardzo szybko zjadam posiłek, mówię cicho "dziękuję" i idę do swojego pokoju.
W poradniku sprawdzam kolejny punkt - "wytężenie zmysłów", które głównie polega na "porządnym skupieniu się", z resztą jak chyba cała reszta.
Siadam na łóżku i próbuję skupić się tylko na otaczających mnie dźwiękach. Podobno słuch jest najłatwiejszy, więc zaczynam od niego. Na początku nie mogę usłyszeć zupełnie nic, jednak już po chwili czuję się, jakby ktoś po prostu podkręcił mi głos, jak w jakiejś MP3 i słyszę odgłosy pochodzące zza zamkniętego okna. Najpierw śpiewające ptaki, potem przelatujący samolot, jeżdżące samochody, mucha, którą widzę przez szybę, a później już nawet trzepot ptasich skrzydeł, którego nigdy wcześniej, nawet z bliska, nie słyszałem.
Teraz chcę usłyszeć coś z mojego własnego domu. Tak też sobie myślę i prawie że od razu słyszę Cassidy biegającą po pokoju na dole. I słyszę coś jeszcze. Dwa głosy. Nie umiem rozróżnić, kto kiedy mówi. Próbuję skupić się jeszcze bardziej. I słyszę cichą rozmowę:
- Zauważyłeś, że on ostatnio się jakoś dziwnie zachowuje? - prawie na pewno powiedziała to mama.
- Może trochę... - odzywa się męski głos. - Ale to pewnie nic poważnego.
- No ja nie wiem... Właściwie, co on dostał od swoich... Rodziców...? - ostatnie słowo wypowiedziała z wielkim trudem.
Więc rozmawiają o mnie.
- Nie mam pojęcia, przecież mi nie mówili, on też nie... - James próbuje jak najszybciej zakończyć tą konwersację.
- On coraz częściej wychodzi z domu... Myślisz, że chodzi gdzieś sam? - zaczyna panikować.
- Przecież to nastolatek! Mary, on dorasta, ma przyjaciół! - tak, na pewno...
- A co, jeśli on robi coś złego?
- No przestań już, jeśli chcesz, to z nim pogadam. Ale nie teraz, bo muszę jeszcze coś zrobić do pracy.
Teraz rozmowa naprawdę się skończyła.
Czyli, że rodzice sądzą, że mogę robić coś dziwnego? Może sądzą, że coś planuję...? I co ja będę miał niby powiedzieć tacie?! Że jestem Władcą Ognia i chyba mam dziewczynę, która przy okazji o tym nie wie?! W sumie, może by się przydało... Może nawet tato zdołałby mi jakoś doradzić, co zrobić z mocami? No i czy jej powiedzieć... Ale nie wiem, czy już przy najbliższej rozmowie mogę poruszyć ten temat, chyba jednak lepiej jeszcze trochę zaczekać...
Wstaję z łóżka i idę poszukać Cass. Znajduje się w swoim pokoju. Pukam do drzwi i, bez czekania na odpowiedź, uchylam je.
- Hej, Blue - mówię cicho.
Cassidy patrzy się na mnie. Na jej twarzy dostrzegam pozostałości obrażenia się.
- Muszę ci o czymś powiedzieć... - zwracam się do niej głośnym szeptem.
Momentalnie Cass obraca głowę w moją stronę i patrzy z zainteresowaniem.
- No wiesz, sekretnych imion nie możemy używać przy rodzicach - wyjaśniam. - Ani przy żadnej innej osobie, okay? - mówię z uśmiechem.
Dziewczynka kiwa główką.
- To jak? - udaję, że jestem smutny. - Przyjmiesz mnie jeszcze do swojej zabawy?
Cassidy uśmiecha się i znów kiwa głową.
Spędzając czas z moją siostrą, udaje mi się zapomnieć o moich problemach. Mimo że czasem bawię się z nią lalkami albo jestem doktorem czy nawet mamą, to przynajmniej nie myślę o tym, że muszę się ukrywać, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić, że tęsknię za kimś, kogo w ogóle nie znałem i że teoretycznie okłamuję jedną z najlepszych osób, jakie kiedykolwiek poznałem.
To po prostu mnie uspokaja i poprawia mi nastrój. Dlatego cieszę się, że Cassidy Blue Green dołączyła do naszej rodziny. I mam nadzieję, że gdy podrośnie, to zawsze będziemy się wspierać...
Mam też cichą nadzieję, że reszta problemów też się jakoś wyjaśni i rozwiąże... Nie chce zostać bohaterem z depresją...
____________________
Wiem, znów taka wielka przerwa! Ale weekend cały zawalony - urodziny, Mikołajki... Natomiast wczoraj musiałam pisać inne opowiadanie... (Tak, MUSIAŁAM, to do szkoły :> (chociaż na tego typu zadania nie narzekam, to było akurat bardzo fajne :D)). Co do Mikołajek i urodzin... Dostałam pióro motywujące do pisania opowiadań, no i jeszcze trochę książek :D I mam zegarek z Batmana! XD TAK, musiałam się pochwalić :) W zamian za to - piszcie, co Wy dostałyście (a może dostaliście? :)) na Mikołajki! I oczywiści - co sądzicie o rozdziale! :D Z chęcią sobie poczytam, wszystkiego się dowiem i Wam pozazdroszczę :) Więc jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność i za trochę nudny rozdział :< Także... Do napisania, czy czegoś tam! :D Czekam na miliony komentarzy ^___^ I dzięki za tyle wejść! :)
Jej, rozpisałam się XD
PISZCIE NAWET Z ANONIMA, PROSZĘ ;____;
Skoro miałaś urodzinki to spóźnione wszystkiego najlepszego :) Co od rozdziału... Z jednej strony to nic szczególnego się nie dzieje, a z drugiej to jeszcze bardziej poznajemy jego moce. Bardzo mi się podoba to zakończenie kiedy piszesz o jego więzi z Blue. Nie wiem czy masz rodzeństwo, ale opisujesz tą relację ta jakbyś wiedziała jak to jest :) A jeśli chodzi o mojego Mikołaja to dostałam książki <3
OdpowiedzUsuń1. Rozdział fajny xd
OdpowiedzUsuń2. Co do relacji między rodzeństwem, wiem jak może się czuć Blue, bo sama jestem młodszą siostrą i mam starszego BRATA. (Ale przypadek, nie? A może mój brat też ma jakieś moce?!)
3. Phi zaczyna się uczyć. Bardzo ciekawie. Też chciałabym móc "niszczyć" kule ognia.
4. Na urodzinki wszystkiego najlepszego i dużo weny xdd Zazdroszczę ci zegarka z Batmanem. (Ja mam swój niebieski i porysowany, ale go lubię)
5. Na mikołajki od "Mikołaja" dostałam książkę i słodkości zdrowe i niezdrowe. Natomiast od "klasowego Mikiego", zwanego Martinem (tak naprawdę Marcin, ale tamto jest ładniejsze) dostałam Zniszcz ten dziennik i też słodkości.
6. Czekam na następny rozdział xdd
Haha też mam starszego brata (niestety nie TAKIEGO) i też dostałam "Zniszcz ten dziennik" :3 Oh, to dopiero przypadek :D
UsuńTeraz taka moda na zniszcz ten dziennik XD
UsuńMnie zdecydowanie nie masz czego zazdrościć, bo nic nie dostałam :( jeju chciałbym być na miejscu Blue mieć takiego super starszego brata a tu co nie mam brata XD dobrze ze Arielka ćwiczy swoje moce będzie najlepszym bohaterem na świecie 8) nie wiem o co chodzi rodzicom są jacyś dziwi - ale Arielko nieładnie tak podsłuchiwac! Gdzie jest Sophie?
OdpowiedzUsuńŚwietne :3
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, chociaż nie ma jakiejś specjalnej akcji, ale dobrze wiem, że za niedługo nadejdzie. A jak już nadejdzie to będzie wielkie "bum", bo jesteś do tego zdolna ;) Nasz bohater musi trochę potrenować, poznać się ze wszystkim. Już wcześniej o tym pisałam, że dobrze, że nie zrzucasz na niego wszystkiego naraz, tylko stopniowo. To według mnie jest ciekawsze i daje lepszy efekt :) Całkiem fajne te jego moce, też chcę takie :D W każdym razie rozdział świetny, mimo tego iż nic szczególnego się nie dzieje nie jest nudny :) A to bardzo dobrze, że nie nudzisz czytelników takimi rozdziałami, gdzie konkretnej akcji nie ma ;) Kolejny plus dla Ciebie :) Jesteś wspaniała! Twoje opowiadania są wspaniałe! Pisz dalej! Tylko błagam: nie każ mi tak długo czekać. Co rozdział życzę Ci weny, myślisz że to tak po prostu, żeby coś napisać? :D
OdpowiedzUsuńA co do prezentów: Repetytorium z biologii :) Całkiem spoko, chociaż czekałam na "Percy Jackson Bitwa w Labiryncie". Ale dostałam go wczoraj na urodziny, więc biologia chyba będzie musiała trochę poczekać ;) No a poza tym: SŁODYCZE! :3
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Życzę masy weny.
Pozdrawiam!
Tiffany :*
P.S. Jesteś cudowna! Twoje opowiadania są cudowne! (Piszę jeszcze raz, dla podkreślenia :) )
No! nadrobiła zaległości już na wszystkich Twoich blogach! :D (Jestem z siebie dumna...xD) Bohaterowi można pozazdrościć jego mocy. Ogólnie rozdział bardzo ciekawie, choć bez większej akcji, ale potrafisz to zrobić tak, że nie zanudzasz :D Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńPowiadamiaj:
http://love-is-a-force.blogspot.com/
Pozdrawiam cieplutko! :D
Nominowałam Cię do LBA! Więcej u mnie :
OdpowiedzUsuńhttp://nordycka25.blogspot.com/2014/12/nominowana-do-lba.html