- Było całkiem nieźle, choć liczyłem na coś
bardziej spektakularnego - mówię.
Znowu jestem w jakimś nieokreślonym
miejscu. Znowu do kogoś mówię.
- Tym razem zrobimy coś ciekawszego… -
szepczę. - Co wy na to… - Robię krótką przerwę. - Żeby go złamać…?
Głośny
alarm wyrywa mnie ze snu. Na szczęście
snu. Nie wiem, co ostatnio się ze mną dzieje, ale mam coraz więcej snów tego
typu. W dodatku mam coraz większe wrażenie, że one wszystkie mają mieć jakieś,
chociażby szczątkowe, znaczenie. Trochę mnie to przeraża, ale cóż poradzić?
Chyba nie da się nic z tym zrobić, będę musiał to jakoś przeboleć.
Szybkim
ruchem zrzucam z siebie kołdrę i, w samych spodniach od pidżamy, udaję się do
pokoju Cassidy.
-
Wstawaj, Księżniczko! - krzyczę, choć nie jest to do końca potrzebne, gdyż
dziewczynka tylko udaje, że śpi.
Cass
od razu się podnosi i się uśmiecha, jednak już po chwili krzywi się na mój
widok.
-
Fuj! - piszczy i zakrywa oczy swoimi malutkimi dłońmi. - Czemu jesteś goły?!
No
tak, racja. Ten „okropny widok”.
-
No dobra, dobra, już nie przesadzaj! - imituję zły głos, na co mała chichocze.
- Idziesz ze mną, czy nie?
-
Tak! - krzyczy radośnie.
-
To się szykuj, ja też idę - mówię i wychodzę z pokoju. - Spotykamy się na dole!
- rzucam na koniec i udaję się do łazienki.
Prysznic,
włosy, soczewki. Podczas przygotowywania się wciąż myślę o minionym weekendzie.
W sobotnich wiadomościach mowa była głównie o „Bombowym zdarzeniu”, „Obietnicy
Bohatera”, jak określili to dziennikarze. Widziałem także w gazetach nagłówki
typu „Jestem Phoenix” czy „Shirday City ma bohatera”… Od tej pory już
kilkanaście razy widziałem w telewizji fragment, w którym obracam się i mówię o
tym, że zostałem bohaterem Shirday oraz słyszałem o tym w radiu. Zastanawiam
się, czy ktoś ze szkoły zorientuje się, ze to byłem ja. Z jednej strony coś
karze mi w to wątpić - w końcu większość osób z mojej klasy to skończeni
idioci, a na nagraniu nie widać wcale tak dobrze mojej twarzy. Było ciemno, w
dodatku było ludzi i wciąż się przemieszczałem. Zdjęcia są zbyt ciemne,
prześwietlone albo rozmazane. Ale ludzie i tak się cieszą. Choć z drugiej
strony, komuś może uda się złączyć to wszystko w całość i ogarnąć, że rude
włosy, w których przyszedłem jakiś czas do szkoły, były moimi naturalnymi.
Szczerze, nie wiem teraz, w co powinienem wierzyć. Ale przechodząc do tematu
mojego „bohaterstwa” - coś czuję, że jeszcze nie raz będę musiał jakoś się
wykazywać, w dodatku już całkiem niedługo. Może sny naprawdę miały coś
zwiastować?
Ubrany
w czarne spodnie i czerwoną bluzę wychodzę z łazienki i szybko idę do kuchni.
Tam jem razem z Cass śniadanie, nie mówiąc przy nim ani słowa. Sprzątam po nas
i podchodzę do mamy, która stoi w rogu kuchni, przyglądając nam się po cichu.
-
Nie martw się, poradzę sobie - mówię z uśmiechem. - Ona z resztą też sobie
poradzi.
Dzisiaj
Cassidy po raz pierwszy ma iść do przedszkola i to ja po raz pierwszy mam ją
odprowadzać.
-
Wiem, Avi, wiem… - odpowiada zamyślona.
Całuję
ją lekko w policzek i zabieram z blatu kanapkę, którą przygotowała mi do
szkoły. Wkładam ją do plecaka, a następnie zakładam go na plecy. Zakładam
trampki i siadam na podłodze. Zostało pół godziny do ósmej.
Pomagam
siostrze się ubrać, a następnie otwieram przed nią drzwi. Dziewczynka dzierży w
rączce pluszowego królika. Drugą dłoń wyciąga w moją stronę, a ja odruchowo za
nią chwytam. Zamykam dom i razem udajemy się w stronę przedszkola, które
znajduje się jakieś dziesięć minut drogi od nas. Wchodzę z nią do środka. Witam
się z paniami i kucam przy siostrze.
-
Będziesz grzeczna? - pytam. - Wiesz, że księżniczki muszą być grzeczne, prawda?
-
Będę, będę... - odpowiada cienkim głosem.
-
Będę po ciebie za jakiś czas - oznajmiam. - Tylko za mną nie płacz! - dodaję.
-
Za tobą?! Nigdy! - mówi, po czym głośno się śmieje.
Na
pożegnanie mówimy sobie ciche „cześć”, a na koniec Cass przytula się do moich
nóg. Wychodzę z przedszkola i od razu udaję się w stronę mojej szkoły. To stąd
jakieś piętnaście minut, do początku lekcji zostało mi… Zerkam na zegarek…
Dokładnie piętnaście minut! Rozglądam się. Ile tu ludzi! Nie mogę sobie teraz
pozwolić na szybki bieg! Także idę tylko szybkim krokiem z nadzieją, że jednak
zdążę.
*****
Wbiegam
do sali dosłownie kilkanaście sekund po dzwonku. Niestety wszyscy zajęli już
miejsca, jednak pani od matematyki stoi do mnie tyłem i wygląda, jakby nie
miała pojęcie, gdzie się znajduje. Przynajmniej tyle dobrego. Okazuje się, że
pozostało tylko jedno krzesło wolne. I, na całe moje nieszczęście, znajduję się
ono akurat obok mojego „najlepszego przyjaciela” - Ansela.
Niechętnie
wlokę się w stronę wolnego siedzenia i rzucam plecak obok ławki. Wyjmuję z
niego potrzebne podręczniki oraz piórnik i zajmuję swoje miejsce. Oczywiście od
razu muszę usłyszeć jakiś motywujący komentarz.
-
Gdzie się rzucasz, Arielko? - pyta z założonymi ramionami. - Odważyłeś się koło
mnie usiąść? - prycha z pogardą.
Nie
wspomina nic o bohaterze, pewnie nawet o tym nie pomyślał. Jest dobrze.
-
No widzisz, Ansie, widocznie jestem najodważniejszy z całej klasy, skoro nikt
inny obok ciebie nie usiadł - mówię z uśmiechem. - A nie… Poczekaj… - Udaję, że
się zastanawiam i marszczę brwi. - Może po prostu nikt nie chciał? - zwracam
się do niego, patrząc prosto w jego brązowe tęczówki.
Chłopak
ponownie prycha, ale tym razem już nic nie odpowiada. Czyżby moja uwaga go
zabolała…? Oby.
*****
Co
jakiś czas słyszę wokół siebie ciche szepty, ale tylko dwie osoby wytykają mnie
palcami. A może aż dwie? Chyba
powinno mnie to przejąć, ale w tym momencie mam ważniejsze sprawy na głowie. Przez
wszystkie przerwy Sophie ciągle gdzieś znika. Jest już po szóstej lekcji, a my
wciąż nawet się nie przywitaliśmy. Mam nadzieję, że chociaż po ostatniej,
siódmej uda mi się z nią zobaczyć…
Ponownie
dzwoni dzwonek, zwiastujący początek kolejnych zajęć. Jest to fizyka, także pan
materializuje się przed drzwiami niemalże natychmiast po usłyszeniu sygnału.
Szybko otwiera drzwi i karze nam wchodzić. Zauważam Soph i mam zamiar
przepuścić ją w drzwiach, by przy okazji nawiązać z nią jakikolwiek kontakt.
Ale ona jakby specjalnie odwraca wzrok i nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.
Czy coś się stało…?
Całą
lekcję bazgrzę coś w brudnopisie, myśląc o dziewczynie. Nie przypominam sobie,
żebyśmy się o coś kłócili, więc o co może jej chodzić? Czy zrobiłem coś źle?
Jeśli tak, to co takiego?! W pewnym momencie czuję, że ktoś kopie mnie w nogę.
Oczywiście, Ansel niby przypadkiem mnie w nią szturcha. Zastanawiam się, na
jakim on jest poziomie intelektualnym… Kiedy dostaję od niego już któryś raz,
mam wrażenie, że długo nie wytrzymam. Najpierw odwracam głowę w jego stronę i
znacząco się na niego patrzę. Ten jednak odpowiada wyłącznie złośliwym
uśmieszkiem, który jeszcze bardziej mnie denerwuje. W końcu oddaję mu, co
najmniej trzy razy mocniej, uderzając go łokciem w żebra. Ansel krzywi się z
bólu i już ma otwierać usta, ale szybko mu to przerywam.
-
Zamknij się - szepczę. - Jeszcze raz mnie dotkniesz, to oddam ci cztery razy
mocniej, niż teraz - ostrzegam. - A teraz usiądź sobie ładnie i nie
przeszkadzaj.
Chłopak
robi zdziwioną, ale nieco przestraszoną minę i nieznacznie się ode mnie odsuwa.
Do końca lekcji nawet nie będzie próbował odwrócić się do mnie, co zauważam po
sposobie jego siedzenia, więc znów mogę zająć się swoimi sprawami. Zaczynam
patrzeć się w stronę Sophie, która siedzi dwie ławki ode mnie, po lewej
stronie. Dziewczyna niby ma wzrok skierowany na nauczyciela, ale czuję, że nie
za bardzo skupia się na tym, co on mówi. W dodatku jej oczy są lekko zaczerwienione.
Trochę wysilam się, żeby lepiej je zobaczyć. Teraz już nie mam wątpliwości, że
blondynka musiała niedawno płakać… Mam nadzieję, że to tylko wyjątkowo zły
dzień…
*****
Po
lekcji próbuję porozmawiać z Sophie, jednak dziewczyna szybko opuszcza teren
szkoły. Biegnę za nią, przy okazji potrącając kilka osób. W końcu udaje mi się
złapać ją za ramię. Soph próbuje się wyrwać, jednak nie udaje jej się to.
Obracam ją w swoją stronę. Ona znowu płacze.
-
Soph, coś nie tak? - pytam spokojnie.
Nie
mogę się denerwować. Nie mam za co. Chyba…
Dziewczyna
nie odpowiada. Patrzy tylko na mnie, jakby z obrzydzeniem.
-
Stało się coś? - pytam jeszcze raz, wciąż nie zmieniając tonu.
A
może ona się domyśliła? Może to o to chodzi? Być może jest to związane właśnie
ze sprawą z minionego weekendu…? Szczerze - mam nadzieję, że nie, bo nie za
łatwo byłoby mi to wytłumaczyć…
-
Powinieneś wiedzieć - mamrocze, nadal szlochając.
-
Tak się składa, że nie mam pojęcia, o co ci chodzi - odpowiadam, powoli tracąc
cierpliwość. Jednak cały czas nie daję tego po sobie poznać.
-
Ah tak? - Wyciąga z kieszeni telefon i odblokowuje go. Wchodzi w wiadomości.
Wybiera którąś z nich i obraca telefon w moją stronę. - Bo wiesz, ja myślałam,
że jesteśmy razem!
-
Przecież jesteśmy… - zaczynam, ale milknę od razu po zobaczeniu wiadomości.
Na
ekranie widnieje zdjęcie, na którym znajduję się ja z jakąś dziewczyną z naszej
klasy; jedną z tych, które próbują przypodobać się Anselowi. Siedzę z nią przy stoliku
w kawiarni… Ale zaraz, jak to możliwe?! Przecież coś takiego nigdy nie miało
miejsca!
-
Przecież ja się z nią nie spotkałem! - protestuję, ale Sophie tylko kręci
głową.
Patrzę
jeszcze na podpis: „Twój bohater chyba jednak nie jest taki idealny. Chyba już
możesz przestać wierzyć, że naprawdę cię pokochał.”. Kto mógł to zrobić?!
-
Kto ci to wysłał? - pytam, już mniej spokojnie.
-
A co, chcesz się dowiedzieć, kto cię wydał? - Zielonooka śmieje się nerwowo.
-
Chodzi o to, że nikt nie mógł mnie wydać - mówię stanowczo - bo się nigdy nie
wydarzyło! Ktoś musiał przerobić to zdjęcie!
Sophie
powoli się wycofuje. Chowa telefon z powrotem do kieszeni i po raz kolejny
patrzy mi się prosto w tęczówki. „Mogę zaufać jego myślom?” - słyszę cichy
głosik. Jakby należał do niej, ale przecież ona ma zamknięte usta…
-
Nie… - zaczyna, ale przerywa jej płacz. - Nie wiem, co o tym myśleć…
-
Sophie! - krzyczę, by powstrzymać ją przed odejściem, ale dziewczyna znika już
za rogiem budynku.
Kto
mógł zrobić mi coś takiego?! I kto mógł jej
zrobić coś takiego…? Jak na razie na myśl przychodzi mi tylko jedna osoba.
W każdym razie, czuję, że wcale nie będzie tak łatwo to wszystko odkręcić, mimo
że nie jestem temu ani trochę winien…
____________________
Widzicie, jestem! Udało mi się! :D W dodatku, musicie wiedzieć, że planuję napisać w tym tygodniu co najmniej dwa nowe rozdziały (nie mówię, że od razu wstawię, nie będę Was tu przytłaczać taką ilością XD) :D Cieszycie się? :P
Muszę przyznać, że ten rozdział wydaje mi się strasznie nudny, bo w sumie niewiele się w nim dzieje, większość to po prostu kłótnia z Anselem... (W ogóle Arielka taka groźna XD) Ale cóż, musiałam jakoś wprowadzić ostatnie zdarzenie, które będzie dość ważne, a nie chciałam też przedłużać tym, co zajdzie się w kolejnym rozdziale, więc mam ogromną nadzieję, że nie będzie tak źle.
Dobra, to na koniec takie małe pytanko: chcecie te kolejne rozdziały w tym tygodniu (jak się wyrobię,a chyba znajdę trochę czasu :D), czy w kolejnym? Pytam, bo ten... No wiecie, każdy ma swoje życie czy coś i może nie chcecie marnować tyle czasu tygodniowo tylko na mnie... (Choć w sumie rozdziały nie są takie długie, więc aż tyle czasu nie zmarnujecie...) A w dodatku - może komuś zależy na tym, żeby opowiadanie się tak szybko nie skończyło? :P Więc? Za którą wersją jesteście? :D
Czekam na komentarze, opinie i cokolwiek tam jeszcze. A jeśli czytasz, ale nie masz czasu na jakieś rozbudowane komentarze - napisz po prostu "czytam", "fajnie", "niebieski pies rządzi" albo chociaż "majonez", żebym wiedziała, że też tu jesteś ♥ Może być nawet z anonima! Do tego przecież nawet nie potrzeba konta ;)
Dla Ciebie to poświęcenie dziesięciu sekund; dla mnie - godziny szczęścia i dodatkowa motywacja :)
Do napisania :*
Na koniec jeszcze tradycyjny już Niebieski Pies! I bonusowa ciekawostka: czy wiedzieliście, że Cesar Millan (Zaklinacz Psów) ma dwa Pitbulle, w tym jednego niebieskiego? Nazywa się Junior, a oto jego zdjęcie:
PS.: Oczywiście, że nie wiedzieliście, a nawet jak wiedzieliście, to i tak nie chcieliście tego wiedzieć, ani nie chcieliście się o tym dowiedzieć teraz, ponieważ kogo normalnego by to obchodziło?! XD No, chyba, że jesteś PRAWDZIWYM fanem Niebieskiego Psa i prowadzisz tajemny spis wszystkich Niebieskich Pitbulli chodzących gdzieś po świecie.
PS.2.: Przepraszam za siebie. Jest już po pierwszej w nocy, nie dziwcie się, że piszę takie rzeczy... XD