Postanawiam nie tracić ani chwili. Od razu po wciśnięciu
czerwonej słuchawki na telefonie biegnę w stronę wyjścia, nie zważając na
złośliwe uwagi znajomych z klasy. Po drodze potrącam kilka osób. Próbuję
szeptać co jakiś czas „przepraszam”, ale trudno odezwać mi się w jakikolwiek
sposób. Nadal nie mogę pojąć, jak to wszystko jest możliwe. Nie chce mi się
wierzyć, że to dzieje się naprawdę…
Pierwszym
punktem na mojej trasie musi być mój dom. Nie mam nawet czasu na otwieranie
drzwi kluczem czy dzwonienie do nich, by ktoś przekręcił zamek. Po prostu
wskakuję przez otwarte na oścież okno w kuchni, chyba odrobinę strasząc moją
mamę. Zatrzymuję się tuż przed nią.
-
Mamo, proszę, nie teraz - mówię, zanim ona zdąża otworzyć usta. - Tak, uciekłem
ze szkoły i wbiegłem tutaj przez okno - tłumaczę najszybciej, jak tylko
potrafię. - Ważna sprawa. Jakiś wróg mojego taty, nie Jamesa, porwał Sophie i
chce mnie najprawdopodobniej zabić. Musze teraz przebrać się i zacząć jej
szukać. Nie dzwoń na policję i się nie przejmuj, będzie dobrze.
Na
koniec ekspresowo całuję ją w policzek, zostawiając w osłupieniu, i lecę do
swojego pokoju. Nie dosłownie, znowu. Niesamowicie
szybko zrzucam wszystkie ubrania i zakładam swój standardowy strój bohatera. Na
szczęście bojówki i czarna bluza leżą na wierzchu. Nie dbam teraz o maskę,
która gdzieś się zawieruszyła. Nie obchodzi mnie to, że ktoś może mnie rozpoznać.
Dalej już tylko biorę kopertę, w której znajduje się liścik ze wskazówką i
biegnę do wyjścia. Odkąd mam zaczynać…?
Po
zamknięciu za sobą drzwi od razu się zatrzymuję. Bo tak właściwie - gdzie ja
mam teraz iść? Co robić? Jak ją znaleźć? No dobra, mam pomysł. Rymowanka… Jak
to było? Wyciągam z kieszeni złożoną kartkę i szybko ją rozginam. „Do celu po
trupach jest droga” - to chyba jedyny wers, który mógłby mi cokolwiek
podpowiedzieć. Ale zaraz, co właściwie? To jakieś przysłowie czy coś? Jaki może
mieć sens? Jak ma mi pomóc?
Przecież
żadna z tego podpowiedź! Potrzebuję miejsca,
nie powiedzonka… Stop, przecież właśnie tracę cenny czas! A może mam na coś
czekać? Jakiś sygnał? Kolejna wiadomość? Może sam do mnie przyjdzie albo
chociaż kogoś wyśle…?
Idę
w stronę centrum. Może tam znajdę następne wskazówki? Jak na razie nie wymyślę
chyba lepszego rozwiązania, więc po prostu tak zrobię.
Nagle
zaczyna mnie strasznie boleć głowa. Czuję się, jakby ktoś właśnie mi ją
przestrzelił. Co się dzieje?! Łapię się za nią, wydając cichy jęk. W pewnym
momencie padam na kolana, by potem zwinąć się z bólu. W końcu leżę na plecach.
A potem…? Potem już nic nie widzę.
-
Oh, chłopcze! - ktoś się nagle odzywa.
Już
się obudziłem? Nadal mam zamknięte oczy. Nie mogę ich otworzyć, choć wciąż
próbuję tego dokonać.
-
Jesteś taki głupi! - niski, trochę skrzeczący głos.
Ciemność,
wciąż ciemność!
-
Przecież dostałeś list!
Ból.
Ciemność. I… koniec…?
Otwieram
oczy. Co się stało? Zemdlałem? To był sen? Dlaczego ten ktoś wspomniał o liście? Kim był? Czy on coś może wiedzieć? Czuję,
że to był jakiś znak. Tylko… Czy to możliwe? To było chyba coś w stylu tych
snów, które ostatnio mam. Może one naprawdę coś znaczą?
Powoli
wstaję. Mam nadzieję, że nie leżałem tak długo, chociaż mam wrażenie, że minęła
cała wieczność. Ale stop. Muszę zacząć wreszcie porządnie myśleć. Głos wspomniał o liście… Ale przecież
tam nie było nic konkretnego, zapisany był tylko ten kawałek kartki… A może
jednak nie…?
Pospiesznie
wyciągam z kieszeni spodni nieco pogniecioną kopertę. Otwieram ją i wyciągam
kartkę ze środka. Dokładnie oglądam ją z każdej strony, jednak okazuje się, że
rzeczywiście zapisane jest na niej tylko to, co wcześniej już czytałem i nadal
zupełnie nic mi to nie mówi ani tym bardziej nie pomaga. Nagle przez głowę
przesuwa mi się nieśmiało pewna myśl - przecież jest jeszcze koperta!
Napełniony nową nadzieją w pośpiechu chowam kartkę do kieszeni i umieszczam tuż
przed swoimi oczami krwistoczerwone opakowanie na list. Znów obracam przedmiot
na każdą możliwą stronę. Przód - nic; tył - nic. Próbuję nawet szukać jakichś
miniaturowych literek lub mało widocznego atramentu, ale nic takiego nie
dostrzegam. Nadzieja powoli się ulatnia… Aż do momentu, w którym uderzam się w
czoło i pod nosem nazywam „głupim”, bo właśnie wpadam na kolejny pomysł -
środek! Ostrożnie odchylam „klapkę” zamykającą kopertę, a następnie zaglądam do
jej wnętrza. Mrużę oczy, by lepiej widzieć… I jest! Wreszcie udaje mi się
zauważyć kolejne linijki tekstu!
Staram
się jak najdelikatniej rozerwać kopertę, by przypadkiem zapisane słowa nie
stały się nieczytelne. W końcu w swoich drżących dłoniach trzymam już pożądany
kawałek papieru. Czytam:
By odnaleźć swoją zgubę
Musisz się trochę skupić
Znajdź tylko niebieską tubę
Nie musisz się dużo trudzić
Kluczem jest linijek pięć
Które drogę Ci pokażą
Musisz dzisiaj znaleźć je
Nim przepadnie marząc
Dobra,
spróbujmy teraz w tym znaleźć jakiś sens… Niebieska
tuba, linijek pięć… To brzmi jak…
Jak coś powiązanego z muzyką. No tak! Niebieska tuba! Droga - pięciolinia! I
nuty! Słyszałem o tym, kiedyś nawet kawałek widziałem - w naszym mieście
znajduje się Droga Nut, zaczyna się od niebieskiej tuby w centrum i prowadzi
poukładanymi nutami do… Właśnie, do czego? Oh, nieważne! Najważniejsze, żeby
już tam biec, teraz! To musi być tam. Musi! Musi…
Wyrywam
się z zamyślenia trochę na siłę. Zamykam na moment oczy, by przywołać zdrowe
myślenie. I już jestem gotowy do wyruszenia. Chowam rozerwaną kopertę, a
następnie ruszam niepohamowanym biegiem przed siebie, w kierunku centrum. Zdążę - powtarzam sobie w myślach. Muszę zdążyć.
*****
Zatrzymuję
się tuż obok dosyć dużej rzeźby, znajdującej się naprzeciwko Banku Głównego.
Przedstawia on instrument muzyczny, coś na kształt rogu, czy też właśnie tuby,
w kolorze niebieskim. Pierwszy punkt mam więc za sobą. Tylko gdzie się teraz
kierować?
Pierwsza kropla, druga kropla
Szybko biegnie chłopiec
Szybkim
ruchem się obracam. Kto śpiewa? Dlaczego? Przy okazji zaczyna padać. Na dworze
robi się strasznie ciemno. Ale nie widzę nikogo śpiewającego. Przesłyszałem
się?
Trzecia kropla, czwarta kropla
Zaraz będzie po niej!
Dlaczego
słyszę nawiedzony, śpiewający głos?! Znów się odwracam. Nie mogę się skupić,
zaczyna mi się kręcić w głowie.
Pierwsza kropla, druga kropla
Chciał być bohaterem
Kiedy
to się skończy?! Muszę działać, muszę myśleć! Już nawet nie próbuję się
zastanawiać, skąd bierze się śpiew, po prostu chcę, żeby ucichł!
Trzecia kropla, czwarta kropla
A zostanie zerem!
Dość!
Jeszcze chwila i eksploduje mi mózg! Koniec z tym, koniec. Skup się, Phoenix!
Mrugam
kilka razy. Zaczynam myśleć. Rozpoczynam obchód wokoło posągu. I wreszcie udaje
mi się znaleźć pierwszą nutę przytwierdzoną do ziemi. Kilka metrów za nią jest
następna, dalej kolejna. Leje. Strzepuję trochę wody z głowy i ruszam za
wskazującymi drogę do celu nutami.
Uda mi się?
*****
Po
kilkunastu minutach drogi, podążając tylko za oznaczeniami muzycznymi,
doszedłem do jakiegoś starego budynku. Jestem przemoczony, woda leje się z
każdej strony. Ale za to chyba jestem u celu.
Podchodzę
bliżej drzwi budowli. „Wrota” są raczej nowe. Na pewno zabezpieczenia były
niedawno zmieniane. Udaje mi się zauważyć białą, trochę wykrzywioną tablicę.
Staram się użyć superwzroku, żeby przeczytać, co jest na niej napisane. Udaje
mi się.
Fabryka Fortepianów
ZAMKNIĘTE!
Więc
to tutaj zaprowadził mnie szlak… Ale czy dziewczyna na pewno jest w środku? To
tutaj? Czy wszystko z nią w porządku? Czy
zdążyłem…?
______________________________________
Wiem, mam milion rozdziałów i wszystkiego do nadrabiania, ale ogólnie ostatnio nie wchodzę na bloggera (brak czasu, niestety), teraz tylko jestem, żeby wstawić rozdział, bo miał być szybko :P No i jest trochę wolniej, ale cóż...
Ludzie, nie wiem, co ja ostatnio mam z tymi rymowankami XD No ale trudno, musicie to znosić :P
No, spadam, bo spać trzeba! :< Praktycznie tekst nie sprawdzany, przepraszam. Jak zauważycie jakieś błędy ortograficzne/gramatyczne/logiczne, to piszcie :)
Ehh, naprawdę chciałabym już to skończyć tylko dlatego, żeby wrócić do Fightersów ;-; Ciekawe, czy ktoś tam jeszcze będzie czytał...
Następny kiedyś się pojawi! (Może jutro...?)
Zostało siedem + epilog...