"Bo­hater nie jest od­ważniej­szy od zwykłego człowieka, ale jest od­ważny pięć mi­nut dłużej."

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 15 - "Dasz radę!"

      Przez ostatnie dni sporo trenowałem tworzenie ognia oraz wytężanie zmysłów, więc dziś decyduję się na coś nowego. Jest sobota, także będę miał na to dużo czasu.
      Wstaję z łóżka i patrzę przez okno. Pogoda jest idealna do ćwiczeń - nie zauważam silniejszego wiatru ani opadów. Sprawdzam godzinę. Pięć po ósmej. Naprawdę wstałem tak późno? W takim razie nie będę marnował więcej czasu na narzekanie, tylko od razu udaję się do łazienki, by się przebrać, a następnie idę do kuchni, gdzie razem z całą moją rodziną jemy śniadanie.
      - Co u Sophie? - pyta nagle Mary.
      - A skąd takie pytanie? - Uśmiecham się do niej.
      - Chyba dawno razem nie wychodziliście, co? - odpowiada. - Coś się stało?

wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 14 - Początkujący Władca Ognia

      Szkołę na dziś mam już za sobą. Siedzę teraz w swoim pokoju i bezmyślnie wpatruję się w ścianę. Dopiero teraz przyszedł moment, w którym to tak naprawdę zdaję sobie sprawę, co się dzieje. I po prostu nie wierzę.
      Zupełnie nie potrafię sobie uświadomić, że to wszystko rzeczywiście się wydarzyło oraz iż posiadam jakieś wyjątkowe moce. Że podpaliłem jakiegoś faceta bez użycia żadnego narzędzia, że tak na serio jestem supersilny, że mogę robić takie dziwne rzeczy... Niby wcześniej słyszałem o takich historiach - supermocach i tym podobnych - ale podświadomość zawsze podpowiadała mi, że to tylko iluzja. Niesamowicie realistyczne, ale nadal złudzenie.

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 13 - Będę sobą

      - Więc tutaj mamy chłopca. Trzeba go będzie sprawdzić, Ardezjuszu - do kogo ja mówię?! I o czym? Słowa same wychodzą z moich ust. Nie wiem, co się dzieje. - I chcę zobaczyć krew, słyszysz? Ma być dużo KRWI, jasne?!
     - Oczywiście, panie - ktoś mi odpowiada.
     - Można zacząć od czegoś prostszego - z moich ust znów wydobywają się dźwięki. - Tylko pamiętaj o znaku.
     - Dobrze, panie - nie widzę mojego rozmówcy. - Więc ilu?
     - Niech będzie na razie dwóch. Myślę, że tylu wystarczy - kompletnie nie pojmuję, o czym rozmawiamy.

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 12 - Że jaki ród?!

      Czytam:

12 czerwca

Synku! Tak naprawdę nie do końca jeszcze z nami jesteś - dzieli nas brzuch Twojej mamy. Ale za kilka miesięcy masz przyjść na świat. Nie będziemy mogli być razem, to niemożliwe. Dlatego przygotowuję to dla Ciebie już teraz. Potem nie będzie na to czasu. Czytaj w każdej chwili, w której tylko będziesz miał wątpliwości. O cokolwiek. Jakiekolwiek.

Więc na początku jestem Ci winien jakieś wytłumaczenia, prawda? Pewnie zastanawiasz się skąd pochodzisz i dlaczego jesteś taki, a nie inny. No to zacznijmy od początku. Kiedyś spotkałem gdzieś Twoją mamę. Zaprzyjaźniliśmy się i spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Aż w końcu się pobraliśmy. Ale jeszcze wtedy ona o czymś nie wiedziała. Właściwie nikt ŻYJĄCY oprócz mnie i jeszcze ejdnej osoby o tym nie wiedział. Otóż muszę Ci powiedzieć, że nie do końca jestem takim zwykłym człowiekiem. I ty też nie będziesz (czytaj: nie jesteś). Pochodzę ze starego rodu Azheriada, nazywanego Wojownikiem Ognia. Nie wiem tak naprawdę, skąd się wziął on i jego moce, ale raczej nie jest to teraz zbyt istotne. W każdym razie miał on syna, który był taki sam - rude włosy, świecące oczy, niesamowote umiejętności i dary. Ten syn - Fiodor miał kolejnego syna - Ortherfa, a temu urodziło się aż dwóch synów - Sofidex i Sylour. Ale jeden z nich (Sylour) był inny - jego włosy oraz oczy były czarne, był chudy, ale nadal nadzwyczajnie silny, nie posiadał żadnych mocy, jednak dostał pewien dar - bardzo powolne starzenie się. Sofidex to mój nieżyjący już ojciec. Natomiast Sylour (kiedy to jeszcze żył i jego brat, i ojciec) był bardzo zazdrosny przez to, że był odmieńcem. Ortherf więcej czasu spędzał z moim tatą, lepiej się z nim dogadywał. A w tym czasie mój wuj rozpoczął życie w całkowitym odosobnieniu. Nie miał nikogo. Z jednej strony cieszyło go, że nie musi patrzeć na te okropne twarze swojej "okrótnej" rodziny, lecz z drugiej - wciąż ogarniała go złość na myśl o tym, jak potraktował go ojciec. Choć tak naprawdę zrobił to tylko z jego winy - Sylour zazwyczaj odrzucał jego rady, często nie chciał z nim rozmawiać. Wreszcie postanowił, że się zemści. Ale już nie na umierającym ojcu, tylko na bracie. A dokładniej najpierw na jego rodzinie - na początku brat miał patrzeć na śmierć swoich najbliżych, dopiero potem przeżyć swoją. Jednak mój ojciec zmarł wcześniej przez chorobę serca. I w tym wypadku zemsta przeniosła się już tylko na mnie i moją rodzinę. Dlatego też musimy Cię oddać - Sylour zabije nas, a potem Ciebie, jeśli tego nie zrobimy. A jeżeli uda nam się gdzieś Ciebie ukryć i nie będziesz się ujawniał - jest możliwość, że już nigdy Cię nie znajdzie. Pamiętaj, musisz przeżyć. A ród Azheriada nie może wyginąć tak, jak to zapragnął sobie brat Twojego dziadka.

Jest jeszcze naprawdę dużo rzeczy do wyjaśnienia, ale nie wszystko na raz. W każdym wypadku, w każdej sytuacji - pamiętaj o jednym - jesteś taki, bo właśnie taki miałeś być. I z tego powodu powinieneś czuć się dumny. A gdyby ktokolwiek zwrócił by Ci na to uwagę, lub wyśmiał by Cię, uśmiechnij się tylko i wspomnij moje słowa. Bo należeć do rodziny Azheriada to po prostu zaszczyt.

I jeszcze jedno - kochamy Cię. Cokolwiek byś nie zrobił. Ale proszę, jeśli możesz, rób dobrze. Tak, byśmy, patrząc na Ciebie z góry, mogli kiedyś z dumą wskazywać Twoją osobę palcem i mówić "To jest nasz syn". Phoenix'ie, nie zawiedź nas. Nigdy.

      Nie mogę dalej czytać. Po prostu nie mogę. Jest mi tak głupio. Może nie jestem jakiś super zły, ale przecież tyle razy zastanawiałem się, dlaczego nie mogę być normalny. Nie zawsze też byłem miły, nie zawsze się odpowiednio zachowywałem. No i na dodatek mówiłem o nich, że są złymi ludźmi, nie wierzyłem Mary i James'owi...Czy ja ich już zawiodłem? W tej chwili mam wrażenie, że tak i podświadomie cały czas próbuję się z tego wytłumaczyć. Czyli jeszcze gorzej. Ale ja nigdy nie chciłem sprawić im przykrości... A w dodatku teraz nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć - że pochodzę z jakiegoś rodu Wojowników Ognia, którego nazwy nawet nie potrafię wymówić, a po świecie krąży niesamowicie stary facet, który chce mnie zabić? To brzmi jak jakiś chory sen. Ale w sumie... Dlaczego niby ktoś miałby mnie okłamywać?
      Ocieram łzę, która spłynęła mi po policzku. Na szczęście tylko jedna. Nie mogę się teraz "rozklejać"... Zamykam poradnik, który tak właściwie okazał się zbiorem listów i schodzę na dół. Muszę szybko coś zrobić.
      W salonie siedzą rodzice. Siadam między nimi na kanapie, a potem się do nich przytulam i obojgu szepczę do ucha "przepraszam". Dziwnie się na mnie patrzą. Dodaję "Za wszystko." i wtulam się w ramię Mary. Byłem taki głupi!
      Ale oni już po chwili zrozumieli.
      - Nic się nie stało, Avi - mówi cicho James. - Naprawdę nic się nie stało.
      - Ale ja byłem taki okropny! Myślałem, że oni byli jacyś nienormalni! - znowu krzyczę jak dziecko.
      - Nie martw się, Avriel - mama ciepło się do mnie uśmiecha. - Jesteś dobrym człowiekiem, pomimo swoich błędów. I już zawsze taki będziesz.
      Po tej krótkiej rozmowie i jeszcze kilku minutach spędzonych w ciszy, idę do łazienki. Tam szybko myję włosy i ściągam soczewki. Myślę, że przynajmniej Cassie musi o tym wiedzieć. W końcu jest moją siostrą, więc i tak niedługo zobaczyłaby mnie w tej postaci.
      Wchodzę do jej pokoju.
      - Długo cię nie było - mówi bez odwracania się. Bawi się jakimś pluszakiem.
      - Tak, przepraszam. Za to mam ci do wyjawienia pewien sekret - drugie zdanie wymawiam teatralnym szeptem.
      - Tak? - Cassidy odwraca się w moją stronę zaciekawiona. - Co masz na włosach?
      - No właśnie nic - uśmiecham się do niej. - To mój prawdziwy wygląd. Ale pamiętaj, nie możesz nikomu mówić, okay? - patrzę jej prosto w oczy. Ona tylko kiwa szybko głową. Wiem, że mogę całkowicie jej zaufać, że nigdy w życiu mnie nie zdradzi. Czuję to.- I jeszcze jedno. Możesz mnie nazywać "Phi". To będzie nasze sekretne imię. Podoba ci się?
      - Jej, jest super! - mała cieszy się. - Phi... A ja też mogę dostać jakieś sekretne imię?!
- No pewnie! A jakie byś chciała?
      - Hmm... - dziewczynka robi poważną minę. - Mogę być Blue?
      - Jest świetnie - robię równie poważną minę i z uznaniem kiwam głową. - No to jak? Bawimy się? - podchodzę do niej i siadam na podłodze. - To kto dzisiaj będzie doktorem?
      Phi i Blue - brzmi conajmniej idealnie. Więc teraz mamy nawet swoje magiczne ksywki... No, nie mam teraz czasu, by o tym więcej myśleć - chore misie wzywają.





____________________






Rozdział znów krótki, wiem. Miałam jeszcze dodać w nim jakieś zdarzenie z Sophie, ale dawkujmy sobie przyjemności i zaskakujące momenty, tak? :* Ale ogólnie się podoba? :D

Zapraszam na moje pozostałe blogi :) :
fightersofthefuture.blogspot.com
cichyaniol.blogspot.comcom
Tak, tak, piszę trzy opowiadania na raz :3

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 11 - Mam wybór... Ale jaki?

      Gdy się budzę, zauważam, że nadal przytulam Cassidy. Dobrze, że jej w nocy nie zgniotłem... Ona jeszcze śpi, więc ostrożnie wychodzę z łóżka, poprawiam jej kołdrę i po cichu wychodzę z pokoju. Na szczęście NADAL śpi, także zamykam drzwi.
      Idę do łazienki, przygotowuję się. Dzisiaj już chyba nie zdążę pobiegać, bo wstałem za późno. I w tym wypadku tylko jem płatki z mlekiem, biorę plecak i udaję się do szkoły.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 10 - No to jestem bratem

      Dzisiaj o 17:00 mam się spotkać z Sophie. Teraz jest 15:17, więc mam jeszcze trochę czasu. Większość dnia dzisiejszego spędziłem z Cassidy. Mała naprawdę mnie polubiła. A z resztą, ja ją też. Nie spodziewałem się, że tak bardzo zaprzyjaźnię się z nową siostrą, tym bardziej, kiedy to dowiedziałem się, że ma mieć tylko kilka lat. A teraz ciągle z nią rozmawiam, opowiadam jej o naszym domu i sąsiedztwie, razem rysujemy i się bawimy.
      - To teraz pobawmy się w lekarza! - krzyczy Cassie i łapie mnie za rękę. Zaciąga mnie do swojego pokoju.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 9 - KIM JA JESTEM?!

      - Mam nadzieję, że macie pieniądze - mówi najniższy z trzech ludzi i uśmiecha się w podejrzany sposób. Wszyscy mają na głowach kominiarki i są podobnie ubrani, ale każdy jest innego wzrostu.
      W głowie ustalam plan działania, a oni nas okrążają. Zasłaniam Sophie.
      - No to jak? Dacie nam to, czego chcemy, póki jeszcze grzecznie prosimy? - pyta wyższy. - Czy mamy poprosić w inny sposób? - wystawia w naszą stronę nóż.
      I w tej chwili nie mogę marnować już więcej czasu. Mówię Sophie, żeby na mój znak od razu zaczęła uciekać i staję prosto, by nie wyglądać na przestraszonego. Obserwuję najwyższego.
      - Czyli jednak wolicie ten drugi sposób? - pyta i podnosi rękę, w której trzyma nóż, by mnie zaatakować.