"Bo­hater nie jest od­ważniej­szy od zwykłego człowieka, ale jest od­ważny pięć mi­nut dłużej."

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 9 - KIM JA JESTEM?!

      - Mam nadzieję, że macie pieniądze - mówi najniższy z trzech ludzi i uśmiecha się w podejrzany sposób. Wszyscy mają na głowach kominiarki i są podobnie ubrani, ale każdy jest innego wzrostu.
      W głowie ustalam plan działania, a oni nas okrążają. Zasłaniam Sophie.
      - No to jak? Dacie nam to, czego chcemy, póki jeszcze grzecznie prosimy? - pyta wyższy. - Czy mamy poprosić w inny sposób? - wystawia w naszą stronę nóż.
      I w tej chwili nie mogę marnować już więcej czasu. Mówię Sophie, żeby na mój znak od razu zaczęła uciekać i staję prosto, by nie wyglądać na przestraszonego. Obserwuję najwyższego.
      - Czyli jednak wolicie ten drugi sposób? - pyta i podnosi rękę, w której trzyma nóż, by mnie zaatakować.
      Trzeba szybko działać. Jedną dłonią łapię go powyżej nadgarstka, a drugą za łokieć, który następnie wykręcam, kierując go do góry. Zamachowiec wrzeszczy i upuszcza nóż. Na szczęście jest już ciemno, więc przez chwile nie może go znaleźć. Dobra, co robić? Nie mam żadnej broni. Chociaż w sumie jest jeszcze mój scyzoryk, który dostałem, ale przecież nie będę ich ciął jak jakiś psychopata... Oni na szczęście nie wyglądają na zbyt bystrych - gdy tamten szuka swojego narzędzia, oni tylko się na niego patrzą. Przecież razem już dawno mogliby nas zabić...
      Teraz próbuje się na mnie rzucić ten niski, jednak szybko uderzam go dłonią ułożoną poziomo w szyję. Facet łapie się za gardło i wtedy szybko kopię go w brzuch. Chyba trochę za mocno, nie może wstać. Ale zaraz, przecież to dobrze! Podbiegam do niego i staję mu na dłoni, w której trzyma nóż. Kiedy go upuszcza, zabieram go i wyrzucam w krzaki. Nie będzie mi potrzebny, jemu tym bardziej.
      W końcu wysoki się  pozbierał i stara się mnie zaatakować. Kopię go w rękę, wypuszcza broń. Potem w nogę i w brzuch. Upada. Jednak nie leży długo. Wstaje i szybko łapie mnie od tyłu. Niezbyt się tego spodziewałem, więc tracę równowagę, a ten wrzuca mnie do fontanny. Moje włosy!
      Kiedy lodowata woda dość szybko zmienia kolor na brązowy, a ja usiłuję się podnieść, zamaskowany średniego wzrostu atakuje Sophie. Nie, tylko nie ona! Dziewczyna upada, chyba się nie rusza... Co on jej zrobił?!
      Jak najszybciej wyskakuję z fontanny i biegnę do Sophie. Krzyczę coś do niej, ale ona nie reaguje. CO MAM ROBIĆ?! Na szczęście zauważam, że oddycha.
      Robię coś, co może okazać się głupim rozwiązaniem - ściągam soczewki. W sumie i tak mam już rude włosy, więc wolę całkowicie wyglądać jak "bohater, który zaniósł mężczyznę do szpitala" niż jak do połowy ja. Rzucam je na trawę. Jestem cały mokry, ale to nie ważne. Trzeba zająć się nimi. I Sophie.
      Odpieram uderzenie jednego z atakujących i szybko biorę dziewczynę na ręce. Zaczynam biec, a oni chyba chcą mnie gonić. Na pewno im się uda... Podczas ucieczki patrzę na Sophie. Ma zamknięte oczy, ale jej klatka piersiowa co chwilę powoli się unosi. Więc nie jest taki źle. 
      Podbiegam do ogrodzenia paku. Po drugiej stronie stoi jakiś facet i dziwnie patrzy się na mnie, a zwłaszcza na moje oczy. Chyba jest w lekkim szoku, ale nie zwracam na to uwagi, wskakuję z Sophie na płot i delikatnie podaję ją temu mężczyźnie. Nadal patrzy się na mnie w dziwny sposób, więc tłumaczę:
      - Zabierz ją stąd i się nią zajmij - "A ty?", słyszę, choć znów nie widzę, żeby chociaż rozchylił usta. - Ja muszę zająć się trzema gośćmi, którzy próbują mnie pokonać, czy coś w tym stylu - krzywo się uśmiecham i zeskakuję z ogrodzenia. 
      Gdzie oni są? Nie mogę przecież ich tu zostawić, bo znajdą sobie następną ofiarę. Ścieka ze mnie woda. Odrobinę mi zimno, ale nie mogę się teraz na tym skupiać. Mam inny cel. I w końcu ich znajduję, a właściwie - oni znajdują mnie.
      - I co? Myślałeś, że nam uciekniesz? - pyta sapiąc. Widać, że bardzo się zmęczył.
      Najwyższy stanął z przodu. Reszta nie miała już noży i tylko obserwowali wszystko z tyłu. Nagle zamaskowany wyciągnął pistolet. Przez mój mózg przeleciały tysiące myśli na raz. Ale najważniejsza była jedna - CO ROBIĆ?! I w pewnym momencie o czymś sobie przypomniałem. To bardzo nie mądre i dziecinne, że w ogóle o tym pomyślałem, a tym bardziej, że chyba w to wierzę. To nie może być prawda, przecież to był tylko sen! Sny często nie są zgodne z prawdą! Ale czasami... I jeśli ma być to jedyne wyjście, to chyba warto chociaż spróbować! Więc - wyciągam przed siebie dłoń, wierzchem do góry i staram się poruszać palcami, jak robił to mój tato. Przecież nic się nie wydarzy! Złoczyńca trzyma w wyprostowanej ręce pistolet, ale chyba się waha. "Co ten małolat wyprawia?!" - sam nie wiem... I nagle... Nagle z mojej dłoni w niewiadomy i niemożliwy sposób wyskakuje kula ognia! TO JEST SEN?! CO SIĘ DZIEJE?!
      Jak w śnie, zmuszam kulę do uniesienia się, a potem do polecenia przed siebie. I jeszcze lepiej! Ogień się mnie posłuchał! I nawet trafił w zamaskowanego! Zaczął się palić. Nie chcę zrobić mu większej krzywdy, więc wrzucam go do najbliższej fontanny. Inni gapią się na mnie jak na idiotę. Albo może bardziej jak na jakąś istotę pozaziemską. A może właśnie tak jest...? Korzystam z okazji i obu szybko powalam na ziemię. Potem ich także wrzucam do fontanny. Nie mogą się ruszać. Wrzeszczą z bólu i zamarzają. Dzwonię na policję, mówię im tylko, gdzie jestem, patrzę, czy zamachowcy nie uciekają (grzecznie siedzą sobie w zimnej wodzie) i uciekam.
      Wiem, że Sophie nic nie jest (po prostu wiem, nie mam pojęcia skąd), więc od razu biegnę do domu. Z resztą - jeszcze stojąc przed domem od razu do niej dzwonię. Na szczęście mój telefon jest wodoodporny. Dowiaduję się, że ona też jest już w domu, ocknęła się już po chwili, gdy ją oddałem, więc facet ją odprowadził. Sophie kilka razy mi dziękowała i pytała się, czy nic mi nie jest. W końcu umówiliśmy się jeszcze na jutro, z nadzieją, że tym razem nikt nas nie zaatakuje i się pożegnaliśmy.
      Po cichu wchodzę do domu. Na szczęście rodzice nie czekają na mnie ani w przedpokoju, ani w kuchni. Raczej trudno było by mi wytłumaczyć, dlaczego jestem cały mokry i dlaczego paraduję po ulicy ze świecącymi się oczami. Biegnę do łazienki, a potem do swojego pokoju.
      Dopiero teraz naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, co przed chwilą się stało. Nie dość, że nie zamaskowałem się przed tyloma ludźmi, to jeszcze pokazałem im bardzo dużo swoich dość nieludzkich umiejętności... No i najlepsze - wytworzyłem kulę ognia i podpaliłem nią człowieka. Jestem genialny.
      Ale teraz nie zastanawiam się raczej, dlaczego jestem taki głupi. Bardziej interesuje mnie co innego. Od kilku dni zadaję sobie w kółko jedno i to samo pytanie - KIM JA JESTEM?! Przecież to, co robię, w ogóle nie jest możliwe! NO BO JAK NIBY?!
      Nie wiem co się dzieję, ale za to wiem co innego - teraz już jestem pewien, że się siebie boję. Bo kto by się nie wystraszył, gdyby okazało się, że potrafi wytworzyć kulę ognia z niczego i jeszcze w dodatku, że umie nią sterować?!





____________________






I jak? :) Wiem, że rozdział nie za długi, ale w sumie, to miał być o samym ataku, więc nie chciałam tego też zbyt rozciągać. W ogóle - ten rozdział nie jest przypadkiem nudny? Bo taki przynajmniej mi się wydaje... :(

Dzisiaj rysunku nie będzie, bo nie zdążyłam narysować, ale jutro lub pojutrze postaram się już wstawić razem z nowym rozdziałem. 

5 komentarzy:

  1. Rozdział absolutnie nie jest nudny. Jest tak samo świetny, jak pozostałe, a może i nawet lepszy. Mi się bardzo podobał :) Ci goście chyba faktycznie pilnie potrzebowali pieniędzy. Ja bym sobie odpuściła, jeszcze widząc, że gostek jest trochę "dziwny". Znaczy, ja go uwielbiam, ale widząc, że wybrałam sobie silne ofiary, zwiałabym i poszukała słabszych :D Wiem, wiem dziwna jestem :D Było też trochę śmiesznie. "Wytworzyłem kulę ognia i podpaliłem nią człowieka. Jestem genialny"- to było fajne :D Albo fragment o tym, jak przejął się swoimi włosami, po tym jak zepchnęli go do fontanny- wyrwany z kontekstu też był zabawny :D Super rozdział! Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha dziękuję :D No tak, atakują mnie goście z nożami, martwię się o swoje włosy! :P

      Usuń
  2. Rozdział w ogóle nie jest nudny! Jest bardzo ciekawy. To trochę wygląda tak jakby on był jakimś super bohaterem i pojawiał się tylko wtedy kiedy dzieję się coś złego. Taki super gościu z rudymi włosami i świecącymi oczami :D A z tym co powiedziała Tiffany też się zgadzam, bo rozdział faktycznie był trochę komiczny ;) Oczywiście czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Już myślałam, że opisy walki będą naprawę nudne, a tutaj takie miłe zaskoczenie :3

      Usuń
  3. Nie jest nudny :D mnie się bardzo podobal. Jest wreszcie odkrył swoja moc :D czytam następny 8)

    OdpowiedzUsuń