Jak zwykle budzę się o 6:00. Wykonuje poranne czynności (w tym także wykonuję serię ćwiczeń oraz wychodzę pobiegać na pół godziny), a następnie idę do kuchni i szykuję sobie posiłek. Zjadam go w samotności. Tato chodzi do pracy na 10:00, a mama cały dzień jest w domu, więc w tygodniu nie wstają tak wcześnie jak w weekendy.
Dziś czeka mnie pierwszy dzień w nowej szkole, więc mam na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Wczoraj mama próbowała mnie namówić na sweter, ale oczywiście się na to nie zgodziłem.
Nie wiem, jak zareagowałaby na niego klasa, a pierwszego dnia nie mogą sobie pomyśleć, że jestem inny, więc muszę ubrać się i zachowywać, jakbym był w pełni normalny. Dołączam do klasy drugiej liceum, bo ostatnio się przeprowadziliśmy, ze względu na to, że tu będzie bliżej podstawówki. Nie sprzeciwiałem się, bo niezbyt byłem przywiązany do swojej starej szkoły, a tym bardziej do jej uczniów. Nie mogę tego zepsuć, muszę zacząć normalnie. Chociaż nie jestem normalny. Ale tak bardzo bym chciał. Teraz nie mogę zajmować się teraz takimi rzeczami. Zaraz będę musiał zrobić dobre pierwsze wrażenie, więc muszę się skupić. Jestem już gotowy, więc biorę plecak i udaję się do przedpokoju. Wychodzę i zamykam za sobą drzwi na zamek.
Po drodze pilnuję się, żeby nie biec. Co, jeśli ktoś zobaczy, co potrafię? Lepiej nie ryzykować. W końcu jestem pod szkołą. Przechodzę przez furtkę i wchodzę po schodach. Znajduję się przed wejściem. Biorę głęboki oddech i popycham drzwi. Korytarz przepełniony jest witającymi się, radosnymi licealistami. Przedzieram się między nimi, aż trafiam pod salę numer sześć. Moja nowa klasa. Kogo tam zobaczę? Mam nadzieję, że nikogo znajomego. W końcu w tej części miasta raczej nikt mnie nie zna, więc szanse są na szczęście raczej marne. Przeglądam się jeszcze chwilę w szybie, sprawdzam, czy włosy są dokładnie pomalowane i czy soczewki wyglądają naturalnie. Wreszcie otwieram drzwi.
Zauważam, że jestem przed czasem, w sali siedzi tylko kilku uczniów, nawet nie ma jeszcze nauczycielki. Wszyscy patrzą się na mnie podejrzanie. Mówię „cześć” i siadam w trzeciej ławce pod oknem. Ktoś cicho mi odpowiada. Nawet nie sprawdzam, kto to był, bo mam teraz ważniejszą sprawę. Kiedy zadzwoni dzwonek i przyjdzie pani pewnie będę musiał się przedstawić. Co powiedzieć, żeby tego nie zepsuć? Do klasy wchodzi trójka uczniów. Dwóch chłopaków i dziewczyna. Po stylu wejścia oraz minie jednego z nich od razu widzę, że nie będzie dobrym kolegą. Trzeba będzie uważać. Z czasem jest nas coraz więcej, pomieszczenie jest już prawie pełne. Niektórzy się witają, inni nie, czasem staram się odpowiedzieć chociaż „hej”, pomimo tego że nikogo nie znam.
Dzwoni dzwonek. Zupełnie w tym samym czasie do sali wchodzi dość młoda kobieta.
- Witajcie po tak długiej przerwie! - odpowiadamy „dzień dobry”. - Domyślam się, że wszyscy tęsknili - pani uśmiecha się. - Mamy w klasie nowego ucznia. Zaraz, zaraz… O, tutaj jesteś! - mówi i kieruje na mnie wzrok. - Możesz tutaj podejść?
Niechętnie wstaję. Próbuję się uśmiechać, choć nie wiem, jak mi to wychodzi. Mam tylko nadzieję, że nie jest źle. Kiedy idę w stronę tablicy, wszyscy się na mnie patrzą. Nie lubię takich momentów, bo mam wrażenie, że jakiś dobry obserwator zaraz zauważy jakiś kosmyk moich płomiennych włosów lub zwróci uwagę na soczewki. Na szczęście się tak nie dzieje i dochodzę do tablicy. Pani patrzy na mnie i kiwa głową na znak, żebym coś o sobie powiedział. Skąd to wiem? Mam wrażenie, jakby mi o tym powiedziała, choć nie zauważyłem, by ruszyła ustami. Nie mam pojęcia, ale zaczynam mówić:
- Nazywam się Avriel Green i jestem nowy w tej części miasta - powiedziałem nie za szybko, ani nie za wolno.
- Ariel? Jak ta syrenka? - kilka osób głośno wybuchło śmiechem. Moje przekonania się potwierdziły… Kto pierwszy musiał mi przerwać? Oczywiście, że chłopak, którego wcześniej źle oceniłem. Ale serio? Poczucie humoru na takim poziomie w drugiej liceum?! Tylko się na to krzywo uśmiechnąłem, żeby nie zachować się źle. Chociaż…
- No rzeczywiście śmieszne. Ktoś jeszcze ma jakieś zabawne uwagi dotyczące mojego nazwiska? - powiedziałem spokojnie. Chyba właśnie zepsułem.
- Dobrze, dziękuję. Usiądź już - ani uśmiechnęła się do mnie.
Wracając na miejsce, zauważyłem, że chyba jednak nie jest tak źle. Kilka osób nawet normalnie się uśmiechnęło. Może jednak znajdzie się ktoś, kto nie będzie się ze mnie śmiał? Popatrzyłem na ostatnią ławkę, w której siedział mój pierwszy wróg. Nie będzie z nim łatwo, chociaż wiem, że nic nie może mi zrobić. Pewnie większość go tutaj lubi. Przynajmniej tak wygląda. „Avriel - w sumie całkiem ładnie…” - usłyszałem cichy głos. Kto to powiedział? Przecież tuż za mną nikt nie siedzi, osobę przede mną usłyszałbym inaczej, a osoby po mojej prawej stronie ciągle obserwuję. Więc jak to możliwe? A z resztą - nie ważne, po co mam się przejmować takimi rzeczami?
Do końca lekcji pani mówiła już tylko o tym, żeby być „grzecznym”, normalnie traktować mnie i innych uczniów, nie wyśmiewać się z nikogo (tu popatrzyła się na tego „zabawnego”), podała nam plan lekcji i jeszcze kilka informacji związanych z zajęciami oraz apelem. Ponownie zadzwonił dzwonek, więc udaliśmy się na spotkanie z dyrektorem i resztą klas na boisku. Nudne przemówienia, jakaś piosenka i apel się skończył. Po nim mogliśmy się udać do domów.
W drodze do domu nie zobaczyłem się z nikim z nowej klasy. Na całe szczęście. Kiedy byłem już u celu, zadzwoniłem do drzwi. Po chwili otworzyła je Mary.
- I jak nowa szkoła? Masz już jakichś kolegów? - zapytała z uśmiechem.
- A jak sądzisz? Przecież wiesz, że zawsze znajdzie się chociaż jeden, który skomentuje moje imię - powiedziałem bez emocji. W sumie to imię mi nie przeszkadzało, ale bardzo denerwowało mnie, jak ktoś się z niego wyśmiewał. Z resztą - kogo by to nie denerwowało?
- Nie martw się, przecież wiesz, że twoje imię jest piękne - powiedziała, by mnie pocieszyć. - I…
- I to dlatego mi je wybraliście - dokończyłem za nią i uśmiechnąłem się, by jej nie martwić.
Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko, o mało co go nie rozwalając. Na szczęście tym razem wytrzymało. Jedno już tak połamałem… Tak samo jak dwa krzesła oraz stolik do kawy, ale to już zupełnie inne historie, o których nie ma potrzeby teraz wspominać. W każdym razie pierwszy dzień szkoły już minął. Teraz wszystko zależy tylko od tego, jak odebrała mnie reszta… A jak mnie odebrała? Tego dowiem się jutro. I mam wielką nadzieję, że odpowiedzią tym razem nie będzie kolejny wybuch śmiechu. Ani nawet cichy chichot.
Wspaniałe! :) Dziękuję, że mnie tu zaprosiłaś :) Wygląda naprawdę ciekawie. Ja też chcę tak pisać... :( :( Już nie mogę się doczekać, jak wszystko się potoczy. Zaintrygowałaś mnie i to mocno :) Jestem pod dużym wrażeniem Twojego talentu :) Pisz dalej! Jesteś świetna! :) Przepraszam, poprzedni komentarz był z błędem :) :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :)
Bardzo, bardzo dziękuję :3 To wszystko takie miłe... ^___^
UsuńŚwietne. A czemu włosy codziennie sobie maluje a nie zafarbuje sobie zwykła farba? XD łatwiej by chyba było xd weny!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) A to, nad czym się zastanawiasz, wyjaśni się później :D
UsuńWspaniale. Krptki kom, bo zaraz spadnę z krzesła XD
OdpowiedzUsuń